Kontaty miedzyludzkie..
Strona 1 z 1
Kontaty miedzyludzkie..
JESLI CHCESZ ZEBRAC MIÓD, NIE PRZEWRACAJ ULA
Emocje zwiazane z najwiekszym w historii Nowego Jorku posagiem siegnely szczytu 7 maja 1931 roku. Po tygodniach poszukiwan Crowley, rewolwerowiec znany jako „Pistolet-abstynent", zostal osaczony przez policje w mieszkaniu swojej przyjaciólki na West End Avenue.
Stu piecdziesieciu policjantów i detektywów przypuscilo atak na jego mieszczaca sie na ostatnim pietrze kryjówke. Wykuli dziury w dachu i usilowali wykurzyc stamtad Crowleya, „postrach policjantów", przy pomocy gazu lzawiacego. Gniazda karabinów maszynowych byly ustawione na dachach sasiednich budynków. Dobrze ponad godzine w jednej z najelegantszych dzielnic mieszkaniowych Nowego Jorku rozbrzmiewaly serie wystrzalów i kanonada z broni maszynowej. Crowley, ukryty za miekkim fotelem, nie przestawal strzelac do policjantów. Bitwie przygladalo sie dziesiec tysiecy podnieconych ludzi. Nigdy przedtem nie widziano czegos podobnego na ulicach Nowego Jorku.
Kiedy Crowley zostal schwytany, komisarz E. P. Mulrooney oswiadczyl, ze ten uzbrojony desperat jest najniebezpieczniejszym przestepca w historii Nowego Jorku. „On zabija zupelnie bez powodu" — powiedzial komisarz.
A jak ocenial siebie sam Pistolet? Kiedy policja pod oslona ognia przebijala sobie droge do mieszkania, w którym sie zabarykadowal, napisal list otwarty. Zamiast podpisu zostawil purpurowe slady krwi. Crowley pisal: „Bije we mnie serce znuzone, ale delikatne — serce, które nie wyrzadziloby nikomu zadnej krzywdy."
Nieco wczesniej siedzial wraz z dziewczyna w samochodzie na bocznej drodze za Long Island. Nagle do samochodu podszedl policjant i spytal: „Czy móglbym zobaczyc panskie prawo jazdy?"
Crowley bez slowa wyciagnal rewolwer i wystrzelil wszystkie kule z magazynku do policjanta. Kiedy ten upadl. Pistolet wyskoczyl z samochodu, chwydl jego rewolwer i oddal jeszcze jeden strzal do lezacego twarza do ziemi policjanta. I ten wlasnie morderca napisal, ze bije w nim „serce znuzone, ale delikatne — serce, które nie wyrzadziloby nikomu zadnej krzywdy".
Crowleya skazano na krzeslo elektryczne. Czy wchodzac do celi smierci w Sing Singu przyznal, ze spotyka go kara za zabijanie ludzi? Nie; oto co powiedzial: „Spotyka mnie kara za to, ze sie bronilem."
Tak wiec Crowley-Pistolet nie winil sie absolutnie za nic.
Czy to niezwykle w przypadku przestepców? Jesli tak sadzisz, to posluchaj:
„
Spedzilem najlepsze lata mojego zyda dostarczajac ludziom róznych przyjemnosd, pomagajac im dobrze sie bawic, a wszystko, co w zamian dostaje, to obelgi i zyde sciganego zwierzecia."
Tak mówil o sobie Al Capone. Tak, ten najbardziej znany amerykanski wróg publiczny, najbardziej zlowieszczy gangster, jaki kiedykolwiek pojawil sie w Chicago. Capone nie czul sie winny. Uwazal sie nawet za dobroczynce — nie docenionego i nie rozumianego dobroczynce.
Podobnie sadzil o sobie Dutch Schultz — ten, który zginal od kul gangu w Newark. Dutch Schultz, jeden z najbardziej znanych szczurów Nowego Jorku, powiedzial w wywiadzie prasowym, ze jest dla spoleczenstwa dobroczynca. I rzeczywiscie w to wierzyl.
Korespondowalem na ten temat z Lewisem Lawe-sem, który przez wiele lat byl straznikiem w nieslawnym nowojorskim wiezieniu Sing Sing. W jednym z listów Lawes napisal:
„
Tylko kilku sposród kryminalistów w Sing Singu uwazalo sie za zdeprawowanych. Sa oni tak samo ludzmi, jak pan czy ja. Mysla wiec i tlumacza sie. Zawsze moga wyjasnic, dlaczego musieli rozpruc sejf albo nadsnac spust. Wiekszosc z nich usiluje za pomoca logicznego lub bezsensownego rozumowania usprawiedliwic swoje antyspoleczne zachowanie, chocby przed samym soba. Niezlomnie i konsekwentnie u-trzymuja, ze wcale nie powinni zostac uwiezieni."
Jesli Al Capone, Crowley, Dutch Schultz, a takze wszyscy d zdesperowani ludzie za murami wiezien nie winia sie za nic, to co mysla o sobie ludzie, z którymi spotykamy sie ty i ja?
John Wanamaker, zalozydel sklepów, które nosza jego imie, wyznal kiedys: „Trzydziesci lat temu nauczylem sie, ze glupota jest zrzedzic. Mialem dosc klopotów i bez gryzienia sie faktem, ze Bogu nie podobalo sie równo obdarzyc nas inteligencja."
Wanamaker doszedl do tego wczesnie, natomiast ja sam musialem bladzic po tym swiede przez jedna trzecia stulecia, zanim zaczelo mi switac w glowie, ze w 99 przypadkach na sto ludzie nie dostrzegaja swojej winy, nawet jesli jest ona olbrzymia.
Krytykowanie jest bez sensu, poniewaz zmusza do obrony i zwykle powoduje, ze zaczynamy sie usprawiedliwiac. Jest niebezpieczne, gdyz rani nasza dume, poczude wartosci i budzi niechec.
Cieszacy sie swiatowa slawa psycholog B. F. Skinner udowodnil eksperymentalnie, ze zwierze nagradzane za dobre zachowanie nauczy sie o wiele wiecej i szybciej oraz zachowa wyuczona wiedze na dluzej niz zwierze karane. Pózniejsze badania wykazaly, ze dotyczy to takze ludzi. Krytykujac innych nie zmieniamy ich, czesto natomiast powodujemy trwala uraze.
Inny wielki psycholog, Hans Seyle, powiedzial kiedys: „Akceptacji pragniemy tak bardzo, jak nienawidzimy potepienia."
Uraza i niechec spowodowane krytyka moga tylko zdemoralizowac pracowników, czlonków rodziny i przyjaciól; nie zmienia tego, co juz sie stalo.
George B. Johnston z Enid w Oklahomie jest inspektorem bhp w pewnym przedsiebiorstwie budowlanym. Do jego obowiazków nalezy miedzy innymi dopilnowanie, aby pracownicy nosili kaski na budowie. Kiedys napotykajac robotnika bez kasku sucho i oficjalnie przypominal mu o obowiazujacym zarzadzeniu. Zyskiwal tyle, ze robotnicy sluchali go z ponura mina i zdejmowali kaski zaraz po jego odejsciu.
Postanowil wiec zmienic metode. Kiedy spotykal robotnika bez kasku, pytal przede wszystkim, dlaczego go nie nosi. Potem dopiero przypominal mu w przyjacielski sposób, ze kask chroni przed wypadkami podczas pracy. Dzieki temu postepowaniu czesciej stosowano sie do zarzadzenia bez urazy i niepotrzebnych emocji
Od swiadectw próznej krytyki az roi sie na kartach historii. Wezmy na przyklad slynna sprzeczke pomiedzy Teodorem Rooseveltem a prezydentem Taftem, która podzielila Partie Republikanska, wyniosla Woodrowa Wilsona do Bialego Domu, odcisnela swe pietno na przebiegu pierwszej wojny swiatowej i zmienila bieg historii. Kiedy w 1908 roku Teodor Roo-sevelt ustepowal z Bialego Domu, popieral Tafta jako
swego nastepce. Potem Roosevelt wyjechal do Afryki i zajmowal sie polowaniem na lwy. Po powrocie wpadl w szal. Potepil konserwatyzm Tafta i próbowal zapewnic sobie nominacje na trzecia kadencje, stworzyl wlasna Frakcje Losia i nieomal doprowadzil do zniszczenia Starej Wielkiej Partii (Republikanskiej — przyp. tlum.). W nastepnych wyborach William Howard Taft i Partia Republikanska zwyciezyli tylko w dwóch stanach — Vermont i Utah. Byla to najwieksza kleska, jaka kiedykolwiek poniosla ta partia.
Teodor Roosevelt winil za to Tafta, ale czy ten ostatni czul sie winny? Oczywiscie — nie. Ze lzami w o-czach wyznal: „Nie wiem, jak móglbym postapic inaczej, niz to zrobilem."
Kogo wiec winic. Tafta czy Rooseyelta? Szczerze mówiac nie wiem i wcale o to nie dbam. Chce tylko pokazac, ze cala krytyka Teodora Roosevelta nie przekonala Tafta, ze sie myli. Spowodowala jedynie, ze zapragnal on usprawiedliwic sie, i zmusila go do rejterady ze lzami w oczach: „Nie wiem, jak móglbym postapic inaczej, niz to zrobilem."
A wezmy afere paliwowa Teapot Dome. Sprawila, ze na poczatku lat dwudziestych gazety az grzmialy Wstrzasnela calym krajem! Nic podobnego nie zd rzylo wczesniej w amerykanskim zyciu publiczny]
a przynajmniej nikt z zyjacych tego nie pamietal. A c podstawowe fakty. Robertowi B. Fallowi, ministrów -spraw wewnetrznych w gabinecie Hardinga, powierzono przeprowadzenie leasingu rzadowych rezerw ropy w Elk Hill i Teapot Dome, które przeznaczano dla marynarki wojennej. Czy sekretarz Fali oglosil przetarg? Nic podobnego! Podarowal ten tlusty kontrakt swemu kumplowi, Edwardowi L. Doheny'emu. A ten udzielil sekretarzowi Fallowi „pozyczki", jak to nazwal, w wysokosci stu tysiecy dolarów. Nastepnie sekretarz Fali nakazal komandosom Stanów Zjedno-
czonych usunac konkurentów, których szyby sasiadowaly z rezerwami w Elk Hill i czerpaly z nich rope. Ci natomiast, wyrzuceeni ze swoich wlasnych terenów pod grozba bagnetów i karabinów, udali sie do sadu odkrywajac kulisy afery Teapot Dome. Zrobil sie taki smród, ze legla w gruzach administracja Hardinga, ludziom w calym kraju zbieralo sie na wymioty. Partii Republikanskiej grozil zupelny krach, a sam Albert B. Fali wyladowal za kratkami.
Potepiono go bezlitosnie —jak niewielu polityków w calej historii. Czy przyznal sie do winy? Nigdy w zyciu! Wiele lat pózniej Herbert Hoover powiedzial w publicznym przemówieniu, ze smierc prezydenta Hardinga spowodowalo zalamanie psychiczne po zdradzie przyjaciela. Slyszac to pani Fali podobno poderwala sie z krzesla, zaczela plakac nad swoim losem, wymachiwac piesciami i krzyczec: „Co?! Har-ding zdradzony przez Falla? Nie! Mój maz nigdy nikogo nie zdradzil. Caly ten dom pelen zlota nie zdolalby skusic mojego meza! To on zostal zdradzony, zaprowadzony na rzez i ukrzyzowany!"
Mamy wiec ludzka nature w calej okazalosci: winowajcy oskarzaja wszystkich prócz siebie. My jestesmy tacy sami. Kiedy podkusi nas jutro, zeby kogos skrytykowac, przypomnijmy sobie Ala Capone'a, Crowleya i Alberta Falla. Trzeba sobie zdac sprawe, ze krytyka, podobnie jak oswojone golebie, zawsze wraca do domu. Trzeba uswiadomic sobie, ze ludzie, których skrytykujemy i potepimy, najprawdopodobniej chcac sie wybielic chocby przed soba obwinia nas. Albo jak delikatnis Taft powiedza: „Nie wiem, jak móglbym postapic inaczej, niz to zrobilem."
Rankiem 15 kwietnia 1865 roku umierajacy Abraham Lincoln lezal w sypialni taniego pensjonatu dokladnie naprzeciw Teatru Forda, gdzie strzelal do
niego John Wilkes Boom.
Lincoln lezal po przekatnej zapadajacego sie lózka, które bylo dla niego o wiele za krótkie. Na scianie wisiala tania reprodukcja obrazu Rosy Bonheur
Konski targ,
a lampa gazowa rzucala dokola ponure, zóltawe swiatlo.
Nad takim „smiertelnym lozem" Lincolna sekretarz obrony Stanton stwiendzil: „Oto najdoskonalszy wladca ludzi, jakiego kiedykolwiek nosila ziemia."
Jaki sekret dotyczacy kontaktów z ludzmi posiadl Lincoln? Studiowalem jego zyciorys przez 10 lat, a 3 lata poswiecilem na pisanie i uzupelnianie ksiazki
Lincoln the Unknown
(Lincoln nieznany). Jestem przekonany, ze przeprowadzilem najdokladniejsze badania nad osobowoscia i zydem Lincolna, jakie tylko mozna bylo przeprowadzic. Specjalna uwage poswiecilem jego kontaktom z ludzmi. Czy pozwalal sobie krytykowac innych? O/ tak! Jako mlodzieniec w Pi-geon Creek Valley w Indianie nie tylko krytykowal, a-le równiez pisywal wyszydzajace ludzi wiersze i listy, które zostawial na drogach tak, aby na pewno je znaleziono. Niejeden z nich spowodowal uraze, która tlila sie przez cale zycie.
Nawet gdy rozpoczal praktyke adwokacka w Springfieid w Illinois, otwarcie atakowal swoich przeciwników w listach publikowanych na lamach gazet. Raz jednak przebral miare.
Jesienia 1842 roku wyszydzil próznego i awanturniczego polityka nazwiskiem James Shieids. Opublikowal w miejscowej gazecie anonimowy paszkwil. Miasto ryczalo wprost ze smiechu. Drazliwy i dumny Shieids wrzal z wscieklosci. Dowiedzial sie, kto jest autorem listu, dosiadl konia, odszukal Lincolna i wyzwal go na pojedynek. Lincoln nie chcial sie bic. Byl przeciwnikiem pojedynkowania sie w ogóle, jednak odmowa bylaby plama na honorze. Mial prawo wyboru broni. Ze wzgledu na swoje dlugie rece wybral
palasze i zaczal pobierac lekcje szermierki u absolwenta West Point. W wyznaczonym dniu spotkal sie z Shieidsem na piaszczystej lawie Missisipi gotowy do walki na smierc i zycie. Jednak w ostatniej chwili sekundanci nie dopuscili do pojedynku.
Bylo to najtragiczniejsze wydarzenie w zyciu osobistym Lincolna. Okazalo sie bezcennym doswiadczeniem w kontaktach z ludzmi. Nigdy wiecej nikogo nie wyszydzil. Od tego tez czasu niemal przestal krytykowac.
Podczas wojny domowej Lincoln stawial ciagle innego generala na czele armii Potomaku. Kazdy z nich po kolei — McCIellan, Pope, Bumside, Hooker i Mea-de — popelnial straszliwe pomylki, doprowadzajac Lincolna do wscieklosci. Polowa narodu gwaltownie potepiala niekompetentnych generalów, a Lincolnowi „bez zlosci do zadnego i z wyrozumialoscia dla wszystkich" udawalo sie zachowac spokój. Z upodobaniem powtarzal: „Nie sadz, bys nie byl sadzonym."
Kiedy jego zona wraz z innymi ostro potepiala ludzi Poludnia, Lincoln niezmiennie odpowiadal: „Nie mów tak; w podobnych okolicznosciach my bylibysmy tacy sami."
A przeciez nie mógl narzekac na brak okazji do krytykowania. Wezmy tylko jeden przyklad.
Bitwa o Gettysburg toczyla sie przez pierwsze trzy dni lipca 1863 roku. W nocy z 4 na 5 lipca, kiedy Lee zaczal wycofywac sie na poludnie, z ciezkich chmur lunal na ziemie deszcz. Dotarlszy wraz ze swoja pokonana armia nad brzeg Potomaku, Lee ujrzal wezbrana, niemozliwa do przejscia rzeke, a za soba mial zwycieska armie zolnierzy Unii. Lee nie mial odwrotu, wpadl w pulapke. Lincoln wiedzial o tym. Oto Niebiosa zeslaly wspaniala okazje pojmania armii Lee i natychmiastowego zakonczenia wojny. Pelen optymizmu Lincoln rozkazal generalowi Meade'owi na
tychmiast zaatakowac poludniowców, bez zwolywania rady wojennej. Rozkaz wyslal telegraficznie, a niezaleznie pchnal do Meade'a specjalnego poslanca z zadaniem natychmiastowego dzialania.
A co zrobil general Meade? Postapil dokladnie wbrew rozkazom Lincolna. Zwolal rade .wojenna, tym samym lamiac jawnie polecenie. Odwlekal atak z dnia na dzien. Telegraficznie przekazywal rozmaite wyjasnienia, az wreszcie odmówil wykonania rozkazu. W koncu wody cofnely sie i Lee wraz z armia przeprawil sie przez Potomac.
Lincoln byl wsciekly.
—
Co to ma znaczyc? — wykrzykiwal do swojego syna Roberta. — Wielki Boze, co to ma znaczyc? Mielismy ich jak na dloni. Wystarczylo tylko wyciagnac reke i byli nasi. A jednak nie moglem sprawic, by armia sie ruszyla. W tych warunkach chyba kazdy general pokonalby Lee. Gdybym mógl tam byc, wy-chlostalbym Meade'a wlasnymi rekami!
Gorzko rozczarowany Lincoln napisal list do Meade^. A trzeba pamietac, ze w tym okresie Lincoln byl skrajnie powsciagliwy w wyrazaniu swych opinii na pismie. List ów, pochodzacy z 1863 roku, byl szczytem nagany. A oto on:
Mój Drogi Generale!
Nie sadze, aby zdawal Pan sobie sprawe z o-gromu nieszczescia, jaki spowodowala ucieczka Lee. Byl on w zasiegu naszej reki, a schwytanie go, wobec naszych ostatnich sukcesów, oznaczaloby koniec wojny. Teraz jednak wojna bedzie sie ciagnac w nieskonczonosc. Jesli nie byl Pan pewien skutecznosci ataku na Lee w ubiegly poniedzialek, jak dokona Pan tego teraz, gdy udajac sie na poludnie od rzeki wezmie Pan ze soba najwyzej dwie trzecie sil, którymi dysponowal Pan wów-
czas? Byloby nierozsadnym oczekiwac, i wcale tego nie oczekuje, ze zdziala Pan teraz wiele. Stracil Pan zyciowa szanse i jest mi z tego powodu bardzo przykro.
Jak sadzisz, co zrobil Meade po przeczytaniu tego listu? Otóz Meade nigdy nie otrzymal tego listu. Lincoln nigdy go nie wysial. List znaleziono w papierach juz po jego smierci.
Wydaje mi sie — i chyba jest to jedyne mozliwe wyjasnienie — ze po napisaniu tego listu Lincoln wyjrzal przez okno i powiedzial sobie: „Chwileczke! Moze nie powinienem dzialac pospiesznie. Latwo mi siedziec w zaciszu Bialego Domu i wydawac Mea-de'owi rozkaz do ataku. Gdybym jednak byl pod Get-tysburgiem i widzial tyle krwi co Meade w ciagu ubieglego tygodnia, gdybym na wlasne uszy uslyszal krzyki i jeki umierajacych i rannych, moze tez nie bylbym tak skory do ataku. Gdybym mial temperament Meade'a, moze postapilbym tak jak on. Tak czy owak, teraz to musztarda po obiedzie. Jesli wysle ten list, ulze tylko sobie i spowoduje, ze Meade zacznie szukac usprawiedliwienia. To z kolei sprawi, ze zacznie mnie obwiniac. Wywola to jego sprzeciw, oslabi jego przydatnosc jako dowódcy, a moze nawet doprowadzi go do rezygnacji ze sluzby w armii." Lincoln odlozyl wiec list, gdyz wiedzial z doswiadczenia, ze krytyka i wyrzuty niemal zawsze prowadza donikad.
Teodor Roosevelt powiedzial, ze kiedy jako prezydent mial do rozwiazania trudny problem, zwykl siadac w fotelu i spogladajac na duzy portret Lincolna, który wisial nad jego biurkiem w Bialym Domu, zadawac sobie pytanie: „Co zrobilby Lincoln na moim miejscu? Jak on rozwiazalby ten problem?"
Kiedy w przyszlosci podkusi nas, aby kogos upomniec, wyjmijmy z portfela pieciodolarowy banknot,
popatrzmy na wizerunek Lincolna i zapytajmy: „Jak Lincoln poradzilby sobie z tym problemem?"
Mark Twain od czasu do czasu tracil panowanie nad soba i pisal listy, które papier ledwie wytrzymywal. Kiedys na przyklad napisal do czlowieka, który nadepnal mu na odcisk: „Jedyne, co ci pozostaje, to zalatwic pozwolenie na pochówek. Powiedz slowo, a dopilnuje, aby wystawiono je dla ciebie." Innym razem w liscie do wydawcy skomentowal prace redaktora, który usilowal poprawic jego „ortografie i interpunkcje", jak sie wyrazil. „Zostaw wszystko zgodnie z moim maszynopisem i dopilnuj, aby ten redaktor zatrzymal swoje sugestie w papkowatej masie wlasnego spróchnialego mózgu."
Pisanie tych zjadliwych listów poprawialo samopoczucie Marka Twaina. Dawal w ten sposób upust napieciu, jednak nie wyrzadzal nikomu krzywdy, poniewaz zona Twaina potajemnie wyjmowala je z wysylanej korespondencji. Nigdy nie docieraly do adresata.
Czy jest ktos, kogo chcialbys zmienic, poinstruowac, ulepszyc? Bardzo dobrze! Swietnie! Jestem za! Ale dlaczego nie zaczniesz od siebie? Z czysto egoistycznego punktu widzenia jest to o wiele bardziej korzystne niz próby ulepszania innych — i o wiele mniej niebezpieczne. „Nie narzekaj na snieg na dachu twojego sasiada, kiedy twoje wlasne schody nie sa czyste" — przestrzegal Konfucjusz.
Kiedy bylem jeszcze mlody i ze wszystkich sil próbowalem wywrzec na ludziach wrazenie, napisalem glupi list do Richarda Hardinga Davisa, wówczas znaczacej postaci w literackim krajobrazie Ameryki. Przygotowywalem artykul o pisarzach i chcialem, a-by Davis opowiedzial mi o swoich metodach pracy. Kilka tygodni wczesniej otrzymalem od kogos innego list z dopiskiem na dole: „Nie czytalem po podyktowaniu." Zrobilo to na mnie wrazenie. Pomyslalem, ze
autor listu musi byc niezwykle zajetym i bardzo waznym czlowiekiem. Ja sam nie bylem ani troche zajety, ale chcac zrobic wrazenie na Richardzie Hardingu Da-visie, zakonczylem swój list takim samym dopiskiem:
„
Nie czytalem po podyktowaniu."
Nie zadal sobie trudu, by odpowiedziec na mój list. Zwrócil mi go po prostu z nastepujacym dopiskiem na dole: „Panskie zle maniery przewyzszaja jedynie panskie zle maniery." To prawda, strzelilem okropna gafe i z pewnoscia zasluzylem sobie na to upomnienie. Jednak, co ludzkie, poczulem sie obrazony. Dotknelo mnie to tak bardzo, ze kiedy w dziesiec lat pózniej przeczytalem o smierci Richarda Hardinga Davisa jedyna mysl, jaka przyszla mi do glowy, to — wstyd sie przyznac — wspomnienie rany, która mi zadal.
Nawet zupelnie pewni, ze mamy racje, jesli zechcemy obrazic kogos tak, ze bedzie o tym pamietal przez dziesiatki lat i nie wybaczy nam do smierci — po prostu zafundujmy mu odrobine jadowitej krytyki.
W kontaktach z ludzmi musimy pamietac, ze nie sa to istoty kierujace sie logika. Mamy do czynienia z istotami powodowanymi emocjami, pelnymi uprzedzen i dumy wynikajacej z próznosci.
Zjadliwa krytyka sprawila, ze Thomas Hardy, jeden z najlepszych powiesciopisarzy, jacy kiedykolwiek pisali po angielsku, na zawsze zarzucil pisanie prozy;
angielskiego poete Thomasa Chattertona doprowadzila do samobójstwa.
Benjamin Franklin, calkowicie pozbawiony taktu w mlodosci, stal sie takim dyplomata/ tak nauczyl sie obcowac z ludzmi, ze mianowano go ambasadorem we Francji. Sekret jego sukcesu? „Nie powiem zle o nikim, a bede mówil wszystko dobre, co wiem o kazdym" — to byla jedna z jego zasad.
Krytykowac, potepiac i narzekac potrafi kazdy glupiec — i wiekszosc glupców to robi. Ale aby zro
zumiec i darowac, potrzeba charakteru i samokontroli. „Wielki czlowiek pokazuje swoja wielkosc przez sposób, w jaki traktuje maluczkich" — powiedzial Carlyle.
Slynny pilot oblatywacz Bob Hoover, czesto startujacy w pokazach powietrznych, wracal kiedys do domu w Los Angeles z pokazu w San Diego. Na wysokosci trzech tysiecy stóp nagle przestaly pracowac obydwa silniki. Magazyn „Flight Operations" opisuje cale to zdarzenie. Dzieki zrecznym manewrom Hoo-verowi udalo sie wyladowac i nikomu nic sie nie stalo, ale maszyna ulegla calkowitemu zniszczeniu.
Pierwsze, co zrobil Hoover po ladowaniu awaryjnym, to sprawdzenie paliwa. Tak jak podejrzewal, smiglowiec z czasów II wojny swiatowej, którym ledal, napedzany byl paliwem odrzutowym, a nie benzyna.
Po powrocie na lotnisko zazadal spotkania z mechanikiem, który szykowal samolot do startu. Ten mlody czlowiek byl wrecz sparalizowany strachem z powodu bledu, który popelnil. Lzy nabiegly mu do oczu, kiedy zblizal sie Hoover. Przez niego przeciez ulegl zniszczeniu bardzo drogi samolot, a o maly wlos nie spowodowal smierci trojga ludzi.
Mozecie sobie wyobrazic zlosc Hoovera. Nalezalo sie spodziewac, ze dumny i dokladny pilot zrobi piekielna awanture za to niedopatrzenie. Jednakze Hoover nie zrugal mechanika. Nawet go nie pouczyl. Zamiast tego polozyl swoja wielka reke na ramieniu mlodego czlowieka i powiedzial: „Poniewaz jestem pewien, ze nigdy wiecej tego nie zrobisz, prosze, abys jutro przygotowal do startu mojego F-51."
Go??- Gość
Re: Kontaty miedzyludzkie..
Faktem jest ze pozytywne i budujące spojrzenie , nagradzanie choćby werbalne zdziala więcej niż ostra krytyka.
Wzmacnianie zachowań oczekiwanych nagroda i zauwazanie ich potrafi doprowadzic do ich zwielokrotnienia i częściowego wyparcia negatywnych reakcji.
Wzmacnianie zachowań oczekiwanych nagroda i zauwazanie ich potrafi doprowadzic do ich zwielokrotnienia i częściowego wyparcia negatywnych reakcji.
Go??- Gość
Strona 1 z 1
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|