Na nowej drodze...
2 posters
Strona 1 z 1
Na nowej drodze...
Półtora roku temu pisałam tak…
Kocham chłopaka młodszego ode mnie 10 lat. Ja mam 30, jesteśmy razem od roku. Poznaliśmy się przez wspólną pasję a zostaliśmy parą przez moją dobroduszność. Nie miał gdzie się podziać, więc zaproponowałam nocleg. Tak został. Dość łatwo rozgościł się w moim domu i w moim sercu. Urzekł mnie swoim poczuciem humoru, miłością do zwierząt i dzieci. I choć na początku nie podobał mi sie fizycznie to świetnie się dogadywaliśmy...Teraz jest dla mnie najśliczniejszy na świecie. Szybko powiedział "kocham" i wciąż to powtarza, tylko... jak mam przełknąć i zapomnieć to, że w 3 miesiącu naszego bycia razem zdradził mnie z facetem? Że rozpisał po stacjach kolejowych całego chyba powiatu swój numer telefonu z ofertą seksu oralnego? I że cały czas pisał z facetami, którzy na tę ofertę odpowiadali? Że wymieniał się z nimi zdjęciami? Że przy byle okazji wchodzi na czat gejowski, nawet w mojej obecności? Że przynosił do domu pieniądze, z których nie potrafił się wytłumaczyć... Że znalazłam w domu gejowską gazetkę... I że sypia ze mną raz na tydzień... cały czas twierdząc jednocześnie, że już z tym skończył, że z tym facetem to był tylko jeden raz, że z resztą tylko pisał. Przy każdym kolejnym jego wykrytym kłamstwie jest awantura i to nie tylko z mojej strony... On ma pretensje, że ciągle się o to czepiam, a on już dawno z tym skończył, zmienił numer telefonu i takie tam... Co z tego, skoro faceci piszą już i na ten numer? Dziś mieliśmy podłączony internet. Nie mógł się powstrzymać, siedział w mojej obecności.. A potem się awanturował, że już tyle czasu nie siedział, że chciał z tym skończyć, tylko ja ciągle do tego wracam i się czepiam...
Sama nie jestem takim zadeklarowanym heterykiem, kiedyś byłam z dziewczyną. Ale odkąd jestem z nim jest dla mnie jedyny. Nadal kocham go bardzo, choć ta miłość boli, bo mam wrażenie, że nie jest tylko mój... On mówi, że bardzo mnie kocha, zwłaszcza, gdy wyjdzie na jaw kolejne jego pedalskie kłamstwo. Chce ze mną być, budować dom i rodzinę, jakiej sam nie miał. Naiwnie szukam punktu zaczepienia by z nim zostać.. tylko jako kto? Społeczna przykrywka? Jak się w tym odnaleźć?
Potem było już tylko gorzej...
Kocham chłopaka młodszego ode mnie 10 lat. Ja mam 30, jesteśmy razem od roku. Poznaliśmy się przez wspólną pasję a zostaliśmy parą przez moją dobroduszność. Nie miał gdzie się podziać, więc zaproponowałam nocleg. Tak został. Dość łatwo rozgościł się w moim domu i w moim sercu. Urzekł mnie swoim poczuciem humoru, miłością do zwierząt i dzieci. I choć na początku nie podobał mi sie fizycznie to świetnie się dogadywaliśmy...Teraz jest dla mnie najśliczniejszy na świecie. Szybko powiedział "kocham" i wciąż to powtarza, tylko... jak mam przełknąć i zapomnieć to, że w 3 miesiącu naszego bycia razem zdradził mnie z facetem? Że rozpisał po stacjach kolejowych całego chyba powiatu swój numer telefonu z ofertą seksu oralnego? I że cały czas pisał z facetami, którzy na tę ofertę odpowiadali? Że wymieniał się z nimi zdjęciami? Że przy byle okazji wchodzi na czat gejowski, nawet w mojej obecności? Że przynosił do domu pieniądze, z których nie potrafił się wytłumaczyć... Że znalazłam w domu gejowską gazetkę... I że sypia ze mną raz na tydzień... cały czas twierdząc jednocześnie, że już z tym skończył, że z tym facetem to był tylko jeden raz, że z resztą tylko pisał. Przy każdym kolejnym jego wykrytym kłamstwie jest awantura i to nie tylko z mojej strony... On ma pretensje, że ciągle się o to czepiam, a on już dawno z tym skończył, zmienił numer telefonu i takie tam... Co z tego, skoro faceci piszą już i na ten numer? Dziś mieliśmy podłączony internet. Nie mógł się powstrzymać, siedział w mojej obecności.. A potem się awanturował, że już tyle czasu nie siedział, że chciał z tym skończyć, tylko ja ciągle do tego wracam i się czepiam...
Sama nie jestem takim zadeklarowanym heterykiem, kiedyś byłam z dziewczyną. Ale odkąd jestem z nim jest dla mnie jedyny. Nadal kocham go bardzo, choć ta miłość boli, bo mam wrażenie, że nie jest tylko mój... On mówi, że bardzo mnie kocha, zwłaszcza, gdy wyjdzie na jaw kolejne jego pedalskie kłamstwo. Chce ze mną być, budować dom i rodzinę, jakiej sam nie miał. Naiwnie szukam punktu zaczepienia by z nim zostać.. tylko jako kto? Społeczna przykrywka? Jak się w tym odnaleźć?
Potem było już tylko gorzej...
feniks- Liczba postów : 25
Join date : 05/01/2012
Re: Na nowej drodze...
Feniks... ja nie ukrywam, że troszkę znam wstęp do tejże historii jeśli masz ochotę napisz co się dzieje teraz? nadal jesteście razem? nadal ze sobą mieszkacie?
ps... moja refleksja -tu chyba nie do konca chodzi o to , że on paciąg homoseksualny.. bo może on jest po prostu bi... myślę, że sam fakt niewierności sprawia najwięcej bólu. Czy gdyby robił to z kobietami byłoby ci łatwiej?
ps... moja refleksja -tu chyba nie do konca chodzi o to , że on paciąg homoseksualny.. bo może on jest po prostu bi... myślę, że sam fakt niewierności sprawia najwięcej bólu. Czy gdyby robił to z kobietami byłoby ci łatwiej?
Go??- Gość
Re: Na nowej drodze...
Napiszę, napiszę, Aniu, po to tu jestem, tylko dajcie mi troszkę czasu na ogarnięcie tematu
Na razie chcę tylko zwrócić uwagę na tytuł wątku... On miał coś sugerować...
Na razie chcę tylko zwrócić uwagę na tytuł wątku... On miał coś sugerować...
feniks- Liczba postów : 25
Join date : 05/01/2012
Re: Na nowej drodze...
Wplątałam się w jakieś piramidalne współuzależnienie… Oczywiście dopiero teraz od niedawna potrafię je tak nazwać.
Wyglądało to jak jakiś cholerny, groteskowy chocholi taniec… W wielkim uproszczeniu polegało to na tym, że on robił wszystko aby tylko spotykać się (oczywiście potajemnie), pisać z chłopakami, korespondować, zawierać nowe znajomości cały czas wmawiając mi jednocześnie, że to tylko koledzy, że lubi rozmawiać z gejami ale są to tylko znajomi, że kocha tylko mnie i chce „żyć normalnie”. Ja z kolei robiłam wszystko, aby odkryć prawdę, szperałam, węszyłam, dochodziłam, myślałam, sprawdzałam pocztę i profile, do których jakimś cudem odnajdywałam kolejne jego hasła… No i odkrywałam coraz to nowe jego kłamstwa, gdy okazywało się, że nowopoznany kolega to jednak gej a danego dnia wcale nie był w pracy tylko niewiadomo gdzie…. robiłam awantury, płakałam, prosiłam, rozmawiałam, tłumaczyłam jednocześnie cały czas żyjąc z wielkim gulem na żołądku i głową pełną poplątanych, chorych myśli… Kazałam mu się wynosić a potem dawałam urobić, zagłaskać, zagłuszyć potworny ból, otumanić, ogłuszyć tą pseudomiłością…
I tak jak alkoholik musi pić coraz więcej tak samo ja znosiłam coraz większe przykrości, tolerowałam coraz to nowe jego wybryki, które mogły definitywnie świadczyć o tym, że to nie są tylko koledzy, że spotyka się na seks, zdradza mnie po prostu a wpiera miłość… Po jakimś czasie ból powszednieje, tkwi nadal jak cierń ale zaczyna się już wydawać, że tak musi być, tak jest ok a ja może przesadzam, wyolbrzymiam wszystko, przecież on mówi mi, że kocha… czemu ja się czepiam?
Nie rozumiałam tego wtedy, nie mieściło mi się w mojej bani to, że może być ze mną dla korzyści… Dlatego, że ma gdzie mieszkać, co jeść, umyć się, wykąpać, ogarnąć i ruszyć do swoich chłopaczków…
Nie dopuszczałam do siebie takiej myśli, choć każdy zdrowomyślący widział to jak na dłoni… Ja, zakochana po uszy, nie, bo przecież on taki dobry dla zwierzątek, dzieci, przecież mówi, że kocha i byłby ze mną nawet gdybyśmy nie mieszkali razem… Mówi. A nie mówił też tysiąca innych kłamstw???
Nie jestem teraz nawet w stanie opisać tych wszystkich przemęczonych dni… praktycznie żyłam tylko nim i jego kolesiami, tylko o tym myślałam. Myślą przewodnia było pytanie, na które nie mogłam znaleźć odpowiedzi a może raczej znalazłam ją ale nie była po mojej myśli wiec ja odrzucałam – czy mnie kocha i czy spotyka się na seks? On z kolei widział chyba, że może pozwolić sobie na coraz więcej, że co by nie zrobił, ja i tak dawałam się urobić, zagłaskać, przeprosić… zazwyczaj wtedy, przy takich przeprosinach był najlepszy seks a przez następne dni względny spokój, mniej smsów z chłopaczkami, mniej niejasnych sytuacji… A ja żyłam tymi dobrymi chwilami, ukojona aż do następnej chorej akcji, wykrytego kłamstwa czy zdrady… I tak w kółko.
Chyba najlepiej ten stan, w którym tkwiłam opisuje fragment książki: „Koniec współuzależnienia” którą poleciła mi psycholożka... Gdy ja czytałam w niektórych momentach chciało mi się ryczeć, w niektórych ryczalam, w niektórych byłam zdumiona, że ktoś opisuje moje własne myśli… Skąd je zna??? Skąd zna ten stan, w którym jestem, to, jak strasznie się nieraz czuję…?
„…Nachodzi cię jakaś myśl. Cos przypomina ci minione wydarzenia. Zaczyna cię absorbować jakiś problem. Coś się dzieje albo nic się nie dzieje. Może też czujesz, że coś się dzieje, ale nie wiesz co. On nie dzwoni, a zazwyczaj dzwonił o tej porze. Nie odpowiada na telefon, a powinien. Jest dzień wypłaty. W przeszłości zawsze się upijał tego dnia. Jest trzeźwy dopiero od trzech miesięcy. Czy dzisiaj znowu tak zrobi? Możesz nie wiedzieć co, możesz nie wiedzieć dlaczego, możesz nie być pewna kiedy, ale wiesz, że zdarzyło się, dzieje się właśnie teraz albo ma się wkrótce wydarzyć coś złego – coś strasznego.
Czujesz skurcz w żołądku. Wkrótce to uczucie, ten skręcający wnętrzności duszący niepokój, tak dobrze znany współuzależnionym, zaczyna przepełniać cię całą. To on właśnie zmusza cie do robienia tego, co sprawia ci ból. To on jest pożywką, na której rozwija się utrapienie i obsesja. To strach w najgorszej postaci. Strach zazwyczaj pojawia się i mija, zmuszając nas do ucieczki, stymulując do walki lub tylko na pewien czas pozbawiając nas spokoju. Jednakże ów niepokój, który ogarnia nas w takich chwilach jest inny. Paraliżuje umysł, zmuszając go do bezustannego przeżuwania tych samych, bezsensownych myśli. To on właśnie popycha nas do ciągłego kontrolowania innych. Nie możemy wówczas myśleć o niczym oprócz utrzymania wszystkiego w ryzach, zwalczenia i usunięcia dręczącego nas problemu. To własne jest współuzależnienia.”
Kuźwa, jak ja dobrze to znam!
Tak wygladało to w moim wydaniu:
Coś długo nie dzwoni… ciekawe co robi? Zadzwonić? Zapytać? Nie, nie będę się narzucać! Ale może pomyśli, że mi na nim nie zależy… Czekam , może jednak zadzwoni.. Piszę smsa. Co robisz? Jeżdżę z kolega na tirach. Eee? Z jakim kolegą? Pewnie pedał? Nie, heteryk, nawet na dziwki chciał się zatrzymać… Hmm, kotłuje mi się w głowie – czy to, co mówi jest tym razem prawdą? Przecież tyle razy mnie oszukał, może znów to robi? A jeśli nie i denerwuję i czepiam się go niepotrzebnie? … ??? A może potrzebnie?? Nie wytrzymam tych myśli, nie wiem nic, niczego nie mogę być pewna… A on nic nie mówi, nie tłumaczy, nie próbuje przekonać, jakby miał w dupie to co myślę. Zresztą czy jego tłumaczenia by pomogły? Postanawiam zająć się czymś i nie myśleć o nim, nie dobijać się bo nic to nie da a denerwuję tylko siebie i jego… Najlepiej jak pójdę spać, jestem po nocce, może wstanę ze świeższą głową… Budzę się wieczorem i widzę w połączeniach, że dzwonił gdy spałam. Odzwonić? Nie wiem, zdenerwuję się tylko znowu czymś, jeśli nadal jest z tym kolegą. Ale może jest już w domu? Dzwonię. Nawija mi o jakichś pierdołach, słucham, ale wreszcie w końcu pytam o to, co najbardziej zaprząta mi głowę… gdzie jest… w trasie, będą nocować w hotelu. A mi taki gul wielkości pięści rośnie… Tysiąc pięćset myśli co mogą robić przez tę noc. Ale mówi, że jeszcze jakiś kierowca tam śpi… No dobrze, ale rano może wyjść… Jest tyle okazji, jeśli chce się zostać sam na sam… Ale przecież mówił, że to heteryk..? Mówił… Po chwili przypominam sobie ile razy mnie okłamał i na ile sposobów… I nic nie wiem, nic nie jest lepiej, tylko obok gula pojawia się zalegający na żołądku kamulec! Bo nic nie wiem, na niczym go nie złapałam, ale coś czuję, czegoś się boję, coś się może właśnie dzieje, a ja siedzę tu i wariuję!!!
Takie sytuacje były praktycznie codziennie… Co robisz? „Pije piwo z kolegą. Zaraz zapytasz czy jest gejem, więc odpowiadam, że tak.” Aha, doceniam szczerość, pisze mu, że go kocham, on mi, że mnie też… I zaraz przypominam sobie jak łatwo mówił to mi, a jednocześnie paru chłopakom… Takie małe ukłucie, ale staram się je zignorować, chcę być dobrej myśli. Na drugi dzień mówi mi, że spotkali się, wypili po browarku i pogadali… Tylko tyle. Ale ja pamiętam, jak było z jednym kolesiem, na którym nakryłam go pierwszy raz. Tak, spotkał się (wcześniej się wypierał aż prawda wyszła na jaw) ale tylko rozmawiali. Aha, a potem okazało się, że jeden drugiemu obciągał… Może i z tym kolegą rozmowa wyglądała podobnie? A może nie, nie wiem…
Zastanawiałam się czasem, kiedy sfiksuję na amen.
Po półtora roku wspólnego mieszkania po raz trzeci wywaliłam go z domu. Robiłam to już wcześniej ale nie wytrzymywałam, robiło mi się go szkoda bo to był okres zimowy, spal u ojca w nieogrzewanym mieszkaniu a przecież tak przepraszał i obiecywał poprawę… Ale w pewnym momencie skumulowało się, przelało, wrzód pękł…
Po tym przez kilka dni chodziłam jak jebnięta worem, lunatyczka. Dobrze, że miałam pracę, przywracało mnie to trochę do codzienności. Ale i tak po robocie musiałam kupić sobie browarek, trochę otumaniało… Było mi tak źle i pusto bez niego, że nie wiedziałam co ze sobą począć. Najśmieszniejsze jest to, że to ja czułam się bezwartościowa bez niego, nie było kogo śledzić a moje życie wydawało mi sie takie nieciekawe. Ale starałam się ciągnąć, aby ten dzień, i jeszcze jeden.. Strasznie ssało mnie w żołądku.
On, jeśli się do mnie odzywał to tylko z pretensjami. Chciał mnie podać do sądu, bo początkowo miałam zamiar nie oddać mu jego rzeczy, był mi winien kasę.. Tylko, że ja nie miałam siły walczyć, postawić się... Zresztą przez cały czas tak było. Tak było kilka dni, te ciągłe smsy z jego pretensjami. Któregoś dnia napisałam, jakoś w trakcie to wyszło, że nadal go kocham i tęsknię.
Zaczęliśmy pisać w innym tonie, łagodniej, najpierw ja oczywiście, potem też on, że nadal mnie kocha, że chciałby ze mną być, tylko wszystko popsuła moja matka, która zaczęła się wtrącać... To prawda, zaczęła, bo mieszkanie w którym mieszkaliśmy tak naprawdę należy do niej. Zaczęła mieć co do niego zastrzeżenia bo zwolnili go z pracy, do której się za mocno nie przykładał, a nowej szukał w ślimaczym tempie, głównie siedząc na facebooku i badoo, ponadto miała juz wcześniej przeczucia co do jego orientacji a jego zniknięcia w niewiadomym celu tylko pogłębiały jej wątpliwości...
Spotkaliśmy sie, żeby porozmawiać. Niewiele mi ta rozmowa dała. On cały czas mówił o tym, co robił przez te dni, kiedy nie był ze mną. Okazało się, że był u chłopaczka, przez którego zerwaliśmy… Niby na jakimś fajnym szkoleniu, czad po prostu, mieli wspólne zainteresowania. Ciągle o sobie i o nim, nic o nas ani jak to wszystko naprawić…
Rozmowa następnego dnia - podobnie. Miałam nocną zmianę, był ze mną w pracy. Nie pozbyłam sie tak łatwo nawyków, przewaniałam mu telefon, kiedy miałam do tego okazję.
I znów odkryłam płomienne smsy. Okazało się, że teraz kocha tego!!!Tamten napisał: kocham Cię, obiecaj mi, że to nie koniec... A "mój" były już w sumie: jesteś wspaniały, opiekuńczy, cudowny, po prostu boski, kocham Cię skarbie, obiecuję, że to nie koniec, wręcz przeciwnie - początek..." Coś w ten deseń...
Ja już nawet nie pamiętam, co on o tym mówił... Że przecież powiedziałam, że nie jesteśmy razem to co się czepiam...
Ale nie zerwałam kontaktu. Spotykaliśmy się, rozmawialiśmy o ponownym zejściu się… Ja chodziłam jak ogłupiała, z jednej strony bardzo tego chciałam.. Przecież o to mi cały czas chodziło, żeby był mój, teraz była znów szansa… mogłam się przytulić, poczuć jego ciepło, zapach… a z drugiej… Kurczę, jakieś kłucie w sercu, co to jest do cholery… drętwota jakaś, blokada… Przecież za każdym razem, kiedy on kłamał, kiedy się spotykał, kiedy się rozbierał przed nimi pokazywał, że mnie nie chce, choć w oczy mówił co innego… Ładne słówka, maślane oczka, a za plecami grał mi na nosie. Wiedział przecież, że nie akceptuję tego zachowania, że mnie ono rani… A ja…? Że też jeszcze patrzyłam sobie w oczy… Znów usłyszałam trochę obietnic, zapewnień o miłości i przystałam na wszystko, choć w środku wszystko mi się trzęsło z nerwów a serce sypało w gruzy…
Na domiar wszystkiego moja matka chyba przeczytała mój dziennik, który pisałam chodząc na grupę DDA, pisałam tam głównie o tym. Zazwyczaj miałam go przy sobie, ale raz, kiedy poszłam do niego został w torbie. Chciał wtedy, żebym u niego nocowała, pamiętam, że z jednej strony strasznie się cieszyłam, że jestem z nim, choć było zimno… On też mówił, że bardzo się cieszy, że tam z nim jestem, czułam wtedy, że mówi szczerze… I nagle zaczęły się smsy od matki, z wyzwiskami, że jestem szmatą a on prostytutką…
Już wcześniej się domyślała, teraz miała potwierdzenie i to takich hardcore’owych rzeczy… Dopóki nikt o tym nie wiedział mogłam udawać, że problemu nie ma i dusić go w sobie, albo chociaż troszkę pomniejszyć jego wielkość… Przecież nie jest tak źle, przesadzam… Kiedy ktoś się dowiedział i to jeszcze matka… Obciach, żenada… nawspominała mi, nawymyślała… ale najgorsze jest to, że zaczęła mnie pilnować i to w gorszy sposób niż ja pilnowałam jego… Przyjeżdżała po mnie do pracy, odwoziła, podejrzewała, że się z nim spotykam nawet jeśli się nie spotykałam… Jednego razu jak mnie zobaczyła z nim gdy wracałam z pracy to nie wpuściła do mieszkania, chodziłam z nim cały dzień po mieście jak bezpański pies choć byłam wtedy po nocce… Szczęśliwa, że mam go przez cały czas dla siebie, bo był dla mnie miły, kochany, czuły. Sporo tego dnia wydałam.
Wtedy poczułam, że takie pilnowanie, śledzenie to masakra i żenada, chore zachowanie, jej, moje, jego, odczułam to na własnej skórze, choć pewnie bardziej się nim przejęłam niż on moim. On i tak przecież robił co chciał, a ja zawsze starałam się nie urazić matki, czy ma rację, czy nie…
Poczułam, że nie wytrzymam tego, nie mogę z nią mieszkać, że muszę się wyprowadzić, pomysł, może z nim… Zaczęliśmy szukać mieszkania!
Tylko… im pilniejsza potrzeba podjęcia konkretnych kroków tym większa panika mnie ogarniała. Jakby mnie ktoś namawiał na przejście po rozżarzonych węglach (czy może raczej wejście w bagno…)Bałam się, że jeśli znów się z nim zwiążę to stracę znów kawał własnego życia i zastąpię je jego życiem, bo na tym swoim nie będę potrafiła się skupić… Wszystko będzie obracało się wokół niego… Moja codzienność będzie polegała na sprawdzaniu, czy aby na pewno ten nowo poznany kolega nie jest poznanym na czacie gejem… Czy na pewno prosto z pracy wraca do domu, a może powinien wyjść wcześniej…? A może tak naprawdę wyszedł wcześniej, tylko zabawił gdzieś na mieście…? Z kim? Gdzie…?
Na dobrą sprawę już tak było, choć mieliśmy ze sobą mniejszy kontakt. Sprawdzanie nowopoznanych kolegów na facebooku, a kiedy długo nie odbierał telefonu w pracy zaczynało mnie nosić. A niechby nie daj Boże napisał, że zostaje dłużej w pracy bo mu się do domu nie chce wracać? Masakra, od razu przypomina mi się, jak bez zająknięcia skłamał mi przez telefon, że musi kończyć rozmowę bo szefowa idzie a wcale nie był wtedy w pracy… Bardzo często, w wielu sytuacjach miałam takie deja vu… I dopóki się nie odezwał tysiąc domysłów – co on może robić w danej chwili…
Myślałam sobie wtedy niby, że Boże, przecież takie życie to koszmar. Dla mnie to już na wstępie, od początku, ale z czasem pewnie i dla niego, bo swoimi podejrzeniami i śledzeniem przygotuję mu złotą klatkę. Z której on i tak mi wyfrunie, jeśli zechce… A jednocześnie myślałam, że musiałby się bardzo mocno postarać teraz, żeby mnie przekonać, że zależy mu na mnie. Żebym mu uwierzyła. Nie wiem…. Ale gdy zaczynałam rozmowę o tym, jak to będzie jakbyśmy znów zamieszkali razem… jakoś temat się nie rozwijał. Jedyne, co mówił, to to, że musimy zamieszkać razem, żebym cokolwiek zobaczyła, bo teraz to ja nic nie zauważam, jak on się zmienił. Sorry, jedyne co widzę to to, że jednak jakoś cały czas pracuje, pomimo trudnych warunków w domu… A tak poza tym to kilka razy złapałam go przez ten czas na czacie, z czego raz podszywając się pod chłopaka umówiłam się z nim. Jak on dokładnie tłumaczył, jak mam dojechać na ten anal… Miał założone konto na fellow. Skasował. Ale po co w ogóle zakładał?
Wahałam się, a jednocześnie bardzo tego mieszkania razem chciałam, cały czas mialam nadzieje, że jakoś to wszystko da się zgrać… Że on zrobi pierwszy ruch i jakos udowodni mi, że zależy mu na mnie… Ale nic takiego spektakularnego się nie działo.
Ostatecznie po kilku miesiącach takiego ciągania się razem, spotykania, przepychanek, mojej złości i niepewności co do każdego nowo poznanego kolesia i kitu wciskanego mi w oczy zamieszkaliśmy jeszcze razem na miesiąc... Nadarzyla sie okazja. Kontakty między mną, nim i moją matką troche się ociepliły, nie wiem, przymknęła na to oczy czy jak... I chciała zamienić mieszkanie, sprzedać to, w którym mieszkałam a kupić większe. Na czas poszukiwania kupca na swoje mieliśmy wynająć to, które było do kupienia. Wynajęłam i... On znalazł się w tym mieszkaniu jeszcze szybciej niż moja matka. Pamiętam, jak mnie wtedy kochał, jak całował, ja pierdziele. Oczywiście za wynajem zapłaciłam ja i praktycznie cały miesiąc był na moim utrzymaniu bo dopiero zaczął wtedy pracę więc pensję miał miec dopiero za miesiąc... Ale sprawował się nieźle, niejasnych sytuacji było mniej, mniej znajomości... Miałam wtedy znów dostęp do jego kont bo odkryłam hasło i ku mojemu zaskoczeniu widzialam, że nie romansuje... Tylko raz przyszedł do domu z czymś co dla mnie było wielgasną malinką ale oczywiście wypierał się. Tylko, że pochwalił się, że tego dnia spotkał kolegę... Po jakims czasie jednak nie wytrzymał widać i na poczcie znalazłam propozycje spotkań z jego strony, wyznania co lubi robić... Zrobiłam awanturę i tym samym wydało się, że mam jego hasło do poczty. O mało co nie podał mnie na policję. Powiedzialam, że mi to wisi, że juz wiekszej krzywdy nie może mi zrobić jak zrobił i jak chce to niech podaje, w sądzie opowiem wszystko... Zrezygnował widać.
Oczywiście jak wiele takich sytuacji przedtem nie okazało się to powodem do rozstania... Po miesiącu wynajmowania jednak właściciel mieszkania powiedział: albo kupujecie, albo do widzenia.
Kombinowalismy żeby cos wynająć ale w mojej małej miejscowości nie było za bardzo opcji. On musiał wrócic do swojego mieszkania, gdzie starzy za bardzo nie chcieli go widzieć, przypomnę tylko - alkoholicy a dom pijacka melina... Ja do siebie. Jedną noc spaliśmy u mnie, drugą w domku po mojej babci, było ok, kochaliśmy sie... ale u mnie nie chciała go znów widziec moja matka, zla na mnie znowu, że w tym mieszkaniu, które wynajmowałam, a które ona chciała kupić mieszkał on. Z domku babci pogoniła nas moja ciotka, nie życzyła sobie tez jego tam, bo dziwnym trafem juz wiedziała o jego zainteresowaniach facetami. Do domu nie chciał go wpuścic ojciec, zmienił zamki... Bylo tak, że spal na klatce, czasem u mnie w pracy... W ciągu dnia przesiadywał w KFC, zaniedbał pracę... Jednego wieczoru, kiedy uparłam się, żeby spał u mnie, kłóciłam się o to z matką byłam tak zdenerwowana, że kiedy zadzwonił domofonem wieczorem zemdlalam pod drzwiami...
Ten zły okres trwał jakieś dwa tygodnie... On nie miał sie gdzie podziać, ja strasznie to przezywałam. Czytałam opinie jego kolegów, że gdybym była w porządku nie patrzyłabym na matkę tylko wzięła go do siebie albo z nim na tej klatce nocowała... Dołowalo mnie to strasznie. Pewnego dnia zapowiedział publicznie na facebooku, że skończy ze sobą, mi też o tym napisał. Nie bardzo w to wierzyłam, sądziłam, że chce zwrócić na siebie uwagę. Rzeczywiście, to mu sie udało, komentarzy i pocieszeń było masa... Ale kiedy pożegnał sie ze wszystkimi i wylogował nie wytrzymałam. Nie darowałabym sobie, gdyby faktycznie skoczył z tego mostu a byłam jedyną osobą, która wiedziała dokładnie gdzie się znajduje. Zadzwoniłam na policję, wysłali patrol. Zgarnęli go do psychiatryka.
Przynajmniej sie tam wyspał, umył i najadł.
Kiedy wreszcie dowiedziałam sie, gdzie jest odwiedziłam go. Przytulił się, opowiedział jak było...
Ale trochę go tam potrzymali. Wiedziałam, że odwiedzaja go "koledzy", kurwica mnie brała... Kiedy przyjechałam tam któregos razu znów zobaczyłam malinkę. On oczywiście, że to nie malinka, nie wie co ale cos sobie ubzdurałam...
Kiedy go wypisali musial wrócic do domu, oczywiście przy awanturze ale jakos sie to udalo, urobiłam jego ojca, że to tylko na parę dni. A on został. Oczywiście jego ojciec miał o to do mnie pretensje...
I znów zaczęło sie to co wczesniej Niby bylismy razem, spotykalismy się ale chyba tylko po to, żebym ja mogła dac mu kasę..
Pewnego razu znów mnie okłamał bezczelnie mówiąc, że jedzie oglądac mieszkanie do babki, którą poznał w szpitalu późnym wieczorem. Wysililam cały swój talent aktorski żeby ją podpuścić i dowiedziałam się, że absolutnie on u niej nie był! Z tego oglądania niby tez wrócił z maliną wielka jak stodoła...
Przeżylam jeszcze jedno rozczarowanie kiedy on, majac urlop pojechał nie ze mną na wakacje tylko do jakiegos kolesia, którego poznał na portalu gejowskim... Ja wtedy odwinęłam w druga stronę, do ciotki żeby tak nie mysleć ale i tak chodziłam tam jak struta.
Odezwał sie dopiero po powrocie.
I tak było w koło panie macieju...
Czasami myślałam, że jeszcze trochę to się wykończę psychiczne, już mi się zdawało, że po czymś takim to na pewno sie do niego więcej nie odezwę, że to koniec, teraz dam radę... Ale nie dawałam...
Aż pewnego razu kiedy wlazłam na psycholkowo (nie pisałam tam już nic, żadne rady i tak do mnie docierały) trafiłam na wątek chłopaka, który pytał się czy zdradą jest to, że jego dziewczyna chce sobie pobyć trochę z kim innym choć twierdzi, że go kocha. Jego naiwność była tak rażąca że aż kuła w oczy. I pomyslalam sobie wtedy jak rażąca musi być moja naiwność, przecież mnie wodzono za nos tysiąc razy gorzej!!!
A tam swoje trzy grosze wtrącał nasz kochany Fors Napisałam do niego, prosząc o ocenę mojej sytuacji. Nawet nie wiem co sobie wtedy pomyślał o mojej beznadziejności, na pewno pisał jakoś inaczej niż pozostali, bo wreszcie zaczęło to do mnie docierać. Poza tym dał konkretne wskazówki jak pozbyć sie uczucia, które tak wykańcza...
Zaczęło sie udawać. Przestałam do niego pisać, zagadywać na facebooku, dopytywać się co robi i gdzie jest. Zamiast tego siedziałam na forum... O dziwo, nie dość, że poczułam sie lepiej to jeszcze zauważyłam, że on bardziej interesuje sie mną! Częściej i cieplej się odzywa... Znów sie trochę oszukałam bo za szybko w to uwierzyłam.
Zbliżał sie okres Bożego Narodzenia. Wszyscy ogarniali świąteczny klimat, robiło sie rodzinnie, slodkopierdząco. On przesiadywał w KFC udzielając sie mocno na fb... Chyba wszyscy mieli go w dupie, wiadomo zajęci przygotowaniami. W dodatku okradli go w autobusie, stracił dokumenty, podobno kasę też choć nie wiem skąd ją miał bo wiem, że nie pracował... Oczywiście do kogo uderzył? tak, do mnie. Poratowałam go, choć już wcześniej odmawiałam mu kasy, podbuntowana przez Forsakena. Obrażał sie wtedy na kilka dni tak jakbym miała obowiązek mu dawać! I tak tyle czasu był na moim utrzymaniu, masę napożyczał... Ech... No ale w tym przedświątecznym okresie poratowałam go znowu. Zaczął odzywać się częściej, słodzić mi, że nadal mnie kocha... Nie mógł spędzić świat w domu, bo w odwiedziny do jego ojca przyjechał dziadek, z którym sie serdecznie nienawidzili.
Pierwszego dnia świąt przyjechał do mnie do pracy, spędził ze mną cały dzień, wykąpał sie , najadł... Mówił, że nadal kocha i juz sobie postanowił, że chce być ze mną. Dał mi srebrny pierścionek, który gdzieś znalazł a na facebooku wysłał zaproszenie do związku. Pierścionek przyjęłam, zaproszenia nie. Uznałam, że dwa słowa o miłości to jeszcze nie związek, nie byłam pewna.
Po świętach wszystko się rozwiało. Znów przesiadywał na fb do mnie odzywając sie rzadko. Wszystko wróciło do starego trybu, koledzy wrócili z rodzinnych wypasów... Jeszcze tylko Sylwka spędziliśmy razem, na placu konstytucji w Wawie. Ja nie miałam gdzie iść, on miał iśc tam z kolegą ale go wystawił i przestał sie odzywać... Poszedł więc ze mną.
A potem znów cisza, kiedy niekiedy tam sie odezwał a poza tym wiecznie zajęty czym innym. Nie było to ni cholery do związku podobne.
Wtedy poczułam się wyraźnie oszukana i dotarło do mnie kim dla niego byłam tak naprawdę. I kiedy byłam mu potrzebna. Wtedy, gdy trzeba było uderzyć o kasę, kiedyś o nocleg... Jednym słowem wyrwać ile się dało.
Nie mogłam tylko pomieścić w pale jednego. Jak można byc tak bezdusznym, żeby mówić komuś że się go kocha, wiedząc że ta osoba tylko na to czeka i liczy, że jest się dla niej całym światem... dla własnych materialnych korzyści.
Wtedy przeczytałam juz książkę o współuzależnieniu, wiedziałam że to właśnie jest moim problemem, umiałam się ocenić i spojrzeć na wszystko z innej strony. Umiałam tez odsunąć trochę od siebie to uczucie dzięki technikom, które podsunął mi Fors.
Odpuściłam. Przestałam sie odzywać, interesować... Kiedy dzwonił odbierałam tel ale bez wiekszego zainteresowania. Usunęłam się.
W ciągu jakichs dwóch tygodni był juz w związku z chlopaczkiem, którego znam i w sumie bardzo lubię.
Wyglądało to jak jakiś cholerny, groteskowy chocholi taniec… W wielkim uproszczeniu polegało to na tym, że on robił wszystko aby tylko spotykać się (oczywiście potajemnie), pisać z chłopakami, korespondować, zawierać nowe znajomości cały czas wmawiając mi jednocześnie, że to tylko koledzy, że lubi rozmawiać z gejami ale są to tylko znajomi, że kocha tylko mnie i chce „żyć normalnie”. Ja z kolei robiłam wszystko, aby odkryć prawdę, szperałam, węszyłam, dochodziłam, myślałam, sprawdzałam pocztę i profile, do których jakimś cudem odnajdywałam kolejne jego hasła… No i odkrywałam coraz to nowe jego kłamstwa, gdy okazywało się, że nowopoznany kolega to jednak gej a danego dnia wcale nie był w pracy tylko niewiadomo gdzie…. robiłam awantury, płakałam, prosiłam, rozmawiałam, tłumaczyłam jednocześnie cały czas żyjąc z wielkim gulem na żołądku i głową pełną poplątanych, chorych myśli… Kazałam mu się wynosić a potem dawałam urobić, zagłaskać, zagłuszyć potworny ból, otumanić, ogłuszyć tą pseudomiłością…
I tak jak alkoholik musi pić coraz więcej tak samo ja znosiłam coraz większe przykrości, tolerowałam coraz to nowe jego wybryki, które mogły definitywnie świadczyć o tym, że to nie są tylko koledzy, że spotyka się na seks, zdradza mnie po prostu a wpiera miłość… Po jakimś czasie ból powszednieje, tkwi nadal jak cierń ale zaczyna się już wydawać, że tak musi być, tak jest ok a ja może przesadzam, wyolbrzymiam wszystko, przecież on mówi mi, że kocha… czemu ja się czepiam?
Nie rozumiałam tego wtedy, nie mieściło mi się w mojej bani to, że może być ze mną dla korzyści… Dlatego, że ma gdzie mieszkać, co jeść, umyć się, wykąpać, ogarnąć i ruszyć do swoich chłopaczków…
Nie dopuszczałam do siebie takiej myśli, choć każdy zdrowomyślący widział to jak na dłoni… Ja, zakochana po uszy, nie, bo przecież on taki dobry dla zwierzątek, dzieci, przecież mówi, że kocha i byłby ze mną nawet gdybyśmy nie mieszkali razem… Mówi. A nie mówił też tysiąca innych kłamstw???
Nie jestem teraz nawet w stanie opisać tych wszystkich przemęczonych dni… praktycznie żyłam tylko nim i jego kolesiami, tylko o tym myślałam. Myślą przewodnia było pytanie, na które nie mogłam znaleźć odpowiedzi a może raczej znalazłam ją ale nie była po mojej myśli wiec ja odrzucałam – czy mnie kocha i czy spotyka się na seks? On z kolei widział chyba, że może pozwolić sobie na coraz więcej, że co by nie zrobił, ja i tak dawałam się urobić, zagłaskać, przeprosić… zazwyczaj wtedy, przy takich przeprosinach był najlepszy seks a przez następne dni względny spokój, mniej smsów z chłopaczkami, mniej niejasnych sytuacji… A ja żyłam tymi dobrymi chwilami, ukojona aż do następnej chorej akcji, wykrytego kłamstwa czy zdrady… I tak w kółko.
Chyba najlepiej ten stan, w którym tkwiłam opisuje fragment książki: „Koniec współuzależnienia” którą poleciła mi psycholożka... Gdy ja czytałam w niektórych momentach chciało mi się ryczeć, w niektórych ryczalam, w niektórych byłam zdumiona, że ktoś opisuje moje własne myśli… Skąd je zna??? Skąd zna ten stan, w którym jestem, to, jak strasznie się nieraz czuję…?
„…Nachodzi cię jakaś myśl. Cos przypomina ci minione wydarzenia. Zaczyna cię absorbować jakiś problem. Coś się dzieje albo nic się nie dzieje. Może też czujesz, że coś się dzieje, ale nie wiesz co. On nie dzwoni, a zazwyczaj dzwonił o tej porze. Nie odpowiada na telefon, a powinien. Jest dzień wypłaty. W przeszłości zawsze się upijał tego dnia. Jest trzeźwy dopiero od trzech miesięcy. Czy dzisiaj znowu tak zrobi? Możesz nie wiedzieć co, możesz nie wiedzieć dlaczego, możesz nie być pewna kiedy, ale wiesz, że zdarzyło się, dzieje się właśnie teraz albo ma się wkrótce wydarzyć coś złego – coś strasznego.
Czujesz skurcz w żołądku. Wkrótce to uczucie, ten skręcający wnętrzności duszący niepokój, tak dobrze znany współuzależnionym, zaczyna przepełniać cię całą. To on właśnie zmusza cie do robienia tego, co sprawia ci ból. To on jest pożywką, na której rozwija się utrapienie i obsesja. To strach w najgorszej postaci. Strach zazwyczaj pojawia się i mija, zmuszając nas do ucieczki, stymulując do walki lub tylko na pewien czas pozbawiając nas spokoju. Jednakże ów niepokój, który ogarnia nas w takich chwilach jest inny. Paraliżuje umysł, zmuszając go do bezustannego przeżuwania tych samych, bezsensownych myśli. To on właśnie popycha nas do ciągłego kontrolowania innych. Nie możemy wówczas myśleć o niczym oprócz utrzymania wszystkiego w ryzach, zwalczenia i usunięcia dręczącego nas problemu. To własne jest współuzależnienia.”
Kuźwa, jak ja dobrze to znam!
Tak wygladało to w moim wydaniu:
Coś długo nie dzwoni… ciekawe co robi? Zadzwonić? Zapytać? Nie, nie będę się narzucać! Ale może pomyśli, że mi na nim nie zależy… Czekam , może jednak zadzwoni.. Piszę smsa. Co robisz? Jeżdżę z kolega na tirach. Eee? Z jakim kolegą? Pewnie pedał? Nie, heteryk, nawet na dziwki chciał się zatrzymać… Hmm, kotłuje mi się w głowie – czy to, co mówi jest tym razem prawdą? Przecież tyle razy mnie oszukał, może znów to robi? A jeśli nie i denerwuję i czepiam się go niepotrzebnie? … ??? A może potrzebnie?? Nie wytrzymam tych myśli, nie wiem nic, niczego nie mogę być pewna… A on nic nie mówi, nie tłumaczy, nie próbuje przekonać, jakby miał w dupie to co myślę. Zresztą czy jego tłumaczenia by pomogły? Postanawiam zająć się czymś i nie myśleć o nim, nie dobijać się bo nic to nie da a denerwuję tylko siebie i jego… Najlepiej jak pójdę spać, jestem po nocce, może wstanę ze świeższą głową… Budzę się wieczorem i widzę w połączeniach, że dzwonił gdy spałam. Odzwonić? Nie wiem, zdenerwuję się tylko znowu czymś, jeśli nadal jest z tym kolegą. Ale może jest już w domu? Dzwonię. Nawija mi o jakichś pierdołach, słucham, ale wreszcie w końcu pytam o to, co najbardziej zaprząta mi głowę… gdzie jest… w trasie, będą nocować w hotelu. A mi taki gul wielkości pięści rośnie… Tysiąc pięćset myśli co mogą robić przez tę noc. Ale mówi, że jeszcze jakiś kierowca tam śpi… No dobrze, ale rano może wyjść… Jest tyle okazji, jeśli chce się zostać sam na sam… Ale przecież mówił, że to heteryk..? Mówił… Po chwili przypominam sobie ile razy mnie okłamał i na ile sposobów… I nic nie wiem, nic nie jest lepiej, tylko obok gula pojawia się zalegający na żołądku kamulec! Bo nic nie wiem, na niczym go nie złapałam, ale coś czuję, czegoś się boję, coś się może właśnie dzieje, a ja siedzę tu i wariuję!!!
Takie sytuacje były praktycznie codziennie… Co robisz? „Pije piwo z kolegą. Zaraz zapytasz czy jest gejem, więc odpowiadam, że tak.” Aha, doceniam szczerość, pisze mu, że go kocham, on mi, że mnie też… I zaraz przypominam sobie jak łatwo mówił to mi, a jednocześnie paru chłopakom… Takie małe ukłucie, ale staram się je zignorować, chcę być dobrej myśli. Na drugi dzień mówi mi, że spotkali się, wypili po browarku i pogadali… Tylko tyle. Ale ja pamiętam, jak było z jednym kolesiem, na którym nakryłam go pierwszy raz. Tak, spotkał się (wcześniej się wypierał aż prawda wyszła na jaw) ale tylko rozmawiali. Aha, a potem okazało się, że jeden drugiemu obciągał… Może i z tym kolegą rozmowa wyglądała podobnie? A może nie, nie wiem…
Zastanawiałam się czasem, kiedy sfiksuję na amen.
Po półtora roku wspólnego mieszkania po raz trzeci wywaliłam go z domu. Robiłam to już wcześniej ale nie wytrzymywałam, robiło mi się go szkoda bo to był okres zimowy, spal u ojca w nieogrzewanym mieszkaniu a przecież tak przepraszał i obiecywał poprawę… Ale w pewnym momencie skumulowało się, przelało, wrzód pękł…
Po tym przez kilka dni chodziłam jak jebnięta worem, lunatyczka. Dobrze, że miałam pracę, przywracało mnie to trochę do codzienności. Ale i tak po robocie musiałam kupić sobie browarek, trochę otumaniało… Było mi tak źle i pusto bez niego, że nie wiedziałam co ze sobą począć. Najśmieszniejsze jest to, że to ja czułam się bezwartościowa bez niego, nie było kogo śledzić a moje życie wydawało mi sie takie nieciekawe. Ale starałam się ciągnąć, aby ten dzień, i jeszcze jeden.. Strasznie ssało mnie w żołądku.
On, jeśli się do mnie odzywał to tylko z pretensjami. Chciał mnie podać do sądu, bo początkowo miałam zamiar nie oddać mu jego rzeczy, był mi winien kasę.. Tylko, że ja nie miałam siły walczyć, postawić się... Zresztą przez cały czas tak było. Tak było kilka dni, te ciągłe smsy z jego pretensjami. Któregoś dnia napisałam, jakoś w trakcie to wyszło, że nadal go kocham i tęsknię.
Zaczęliśmy pisać w innym tonie, łagodniej, najpierw ja oczywiście, potem też on, że nadal mnie kocha, że chciałby ze mną być, tylko wszystko popsuła moja matka, która zaczęła się wtrącać... To prawda, zaczęła, bo mieszkanie w którym mieszkaliśmy tak naprawdę należy do niej. Zaczęła mieć co do niego zastrzeżenia bo zwolnili go z pracy, do której się za mocno nie przykładał, a nowej szukał w ślimaczym tempie, głównie siedząc na facebooku i badoo, ponadto miała juz wcześniej przeczucia co do jego orientacji a jego zniknięcia w niewiadomym celu tylko pogłębiały jej wątpliwości...
Spotkaliśmy sie, żeby porozmawiać. Niewiele mi ta rozmowa dała. On cały czas mówił o tym, co robił przez te dni, kiedy nie był ze mną. Okazało się, że był u chłopaczka, przez którego zerwaliśmy… Niby na jakimś fajnym szkoleniu, czad po prostu, mieli wspólne zainteresowania. Ciągle o sobie i o nim, nic o nas ani jak to wszystko naprawić…
Rozmowa następnego dnia - podobnie. Miałam nocną zmianę, był ze mną w pracy. Nie pozbyłam sie tak łatwo nawyków, przewaniałam mu telefon, kiedy miałam do tego okazję.
I znów odkryłam płomienne smsy. Okazało się, że teraz kocha tego!!!Tamten napisał: kocham Cię, obiecaj mi, że to nie koniec... A "mój" były już w sumie: jesteś wspaniały, opiekuńczy, cudowny, po prostu boski, kocham Cię skarbie, obiecuję, że to nie koniec, wręcz przeciwnie - początek..." Coś w ten deseń...
Ja już nawet nie pamiętam, co on o tym mówił... Że przecież powiedziałam, że nie jesteśmy razem to co się czepiam...
Ale nie zerwałam kontaktu. Spotykaliśmy się, rozmawialiśmy o ponownym zejściu się… Ja chodziłam jak ogłupiała, z jednej strony bardzo tego chciałam.. Przecież o to mi cały czas chodziło, żeby był mój, teraz była znów szansa… mogłam się przytulić, poczuć jego ciepło, zapach… a z drugiej… Kurczę, jakieś kłucie w sercu, co to jest do cholery… drętwota jakaś, blokada… Przecież za każdym razem, kiedy on kłamał, kiedy się spotykał, kiedy się rozbierał przed nimi pokazywał, że mnie nie chce, choć w oczy mówił co innego… Ładne słówka, maślane oczka, a za plecami grał mi na nosie. Wiedział przecież, że nie akceptuję tego zachowania, że mnie ono rani… A ja…? Że też jeszcze patrzyłam sobie w oczy… Znów usłyszałam trochę obietnic, zapewnień o miłości i przystałam na wszystko, choć w środku wszystko mi się trzęsło z nerwów a serce sypało w gruzy…
Na domiar wszystkiego moja matka chyba przeczytała mój dziennik, który pisałam chodząc na grupę DDA, pisałam tam głównie o tym. Zazwyczaj miałam go przy sobie, ale raz, kiedy poszłam do niego został w torbie. Chciał wtedy, żebym u niego nocowała, pamiętam, że z jednej strony strasznie się cieszyłam, że jestem z nim, choć było zimno… On też mówił, że bardzo się cieszy, że tam z nim jestem, czułam wtedy, że mówi szczerze… I nagle zaczęły się smsy od matki, z wyzwiskami, że jestem szmatą a on prostytutką…
Już wcześniej się domyślała, teraz miała potwierdzenie i to takich hardcore’owych rzeczy… Dopóki nikt o tym nie wiedział mogłam udawać, że problemu nie ma i dusić go w sobie, albo chociaż troszkę pomniejszyć jego wielkość… Przecież nie jest tak źle, przesadzam… Kiedy ktoś się dowiedział i to jeszcze matka… Obciach, żenada… nawspominała mi, nawymyślała… ale najgorsze jest to, że zaczęła mnie pilnować i to w gorszy sposób niż ja pilnowałam jego… Przyjeżdżała po mnie do pracy, odwoziła, podejrzewała, że się z nim spotykam nawet jeśli się nie spotykałam… Jednego razu jak mnie zobaczyła z nim gdy wracałam z pracy to nie wpuściła do mieszkania, chodziłam z nim cały dzień po mieście jak bezpański pies choć byłam wtedy po nocce… Szczęśliwa, że mam go przez cały czas dla siebie, bo był dla mnie miły, kochany, czuły. Sporo tego dnia wydałam.
Wtedy poczułam, że takie pilnowanie, śledzenie to masakra i żenada, chore zachowanie, jej, moje, jego, odczułam to na własnej skórze, choć pewnie bardziej się nim przejęłam niż on moim. On i tak przecież robił co chciał, a ja zawsze starałam się nie urazić matki, czy ma rację, czy nie…
Poczułam, że nie wytrzymam tego, nie mogę z nią mieszkać, że muszę się wyprowadzić, pomysł, może z nim… Zaczęliśmy szukać mieszkania!
Tylko… im pilniejsza potrzeba podjęcia konkretnych kroków tym większa panika mnie ogarniała. Jakby mnie ktoś namawiał na przejście po rozżarzonych węglach (czy może raczej wejście w bagno…)Bałam się, że jeśli znów się z nim zwiążę to stracę znów kawał własnego życia i zastąpię je jego życiem, bo na tym swoim nie będę potrafiła się skupić… Wszystko będzie obracało się wokół niego… Moja codzienność będzie polegała na sprawdzaniu, czy aby na pewno ten nowo poznany kolega nie jest poznanym na czacie gejem… Czy na pewno prosto z pracy wraca do domu, a może powinien wyjść wcześniej…? A może tak naprawdę wyszedł wcześniej, tylko zabawił gdzieś na mieście…? Z kim? Gdzie…?
Na dobrą sprawę już tak było, choć mieliśmy ze sobą mniejszy kontakt. Sprawdzanie nowopoznanych kolegów na facebooku, a kiedy długo nie odbierał telefonu w pracy zaczynało mnie nosić. A niechby nie daj Boże napisał, że zostaje dłużej w pracy bo mu się do domu nie chce wracać? Masakra, od razu przypomina mi się, jak bez zająknięcia skłamał mi przez telefon, że musi kończyć rozmowę bo szefowa idzie a wcale nie był wtedy w pracy… Bardzo często, w wielu sytuacjach miałam takie deja vu… I dopóki się nie odezwał tysiąc domysłów – co on może robić w danej chwili…
Myślałam sobie wtedy niby, że Boże, przecież takie życie to koszmar. Dla mnie to już na wstępie, od początku, ale z czasem pewnie i dla niego, bo swoimi podejrzeniami i śledzeniem przygotuję mu złotą klatkę. Z której on i tak mi wyfrunie, jeśli zechce… A jednocześnie myślałam, że musiałby się bardzo mocno postarać teraz, żeby mnie przekonać, że zależy mu na mnie. Żebym mu uwierzyła. Nie wiem…. Ale gdy zaczynałam rozmowę o tym, jak to będzie jakbyśmy znów zamieszkali razem… jakoś temat się nie rozwijał. Jedyne, co mówił, to to, że musimy zamieszkać razem, żebym cokolwiek zobaczyła, bo teraz to ja nic nie zauważam, jak on się zmienił. Sorry, jedyne co widzę to to, że jednak jakoś cały czas pracuje, pomimo trudnych warunków w domu… A tak poza tym to kilka razy złapałam go przez ten czas na czacie, z czego raz podszywając się pod chłopaka umówiłam się z nim. Jak on dokładnie tłumaczył, jak mam dojechać na ten anal… Miał założone konto na fellow. Skasował. Ale po co w ogóle zakładał?
Wahałam się, a jednocześnie bardzo tego mieszkania razem chciałam, cały czas mialam nadzieje, że jakoś to wszystko da się zgrać… Że on zrobi pierwszy ruch i jakos udowodni mi, że zależy mu na mnie… Ale nic takiego spektakularnego się nie działo.
Ostatecznie po kilku miesiącach takiego ciągania się razem, spotykania, przepychanek, mojej złości i niepewności co do każdego nowo poznanego kolesia i kitu wciskanego mi w oczy zamieszkaliśmy jeszcze razem na miesiąc... Nadarzyla sie okazja. Kontakty między mną, nim i moją matką troche się ociepliły, nie wiem, przymknęła na to oczy czy jak... I chciała zamienić mieszkanie, sprzedać to, w którym mieszkałam a kupić większe. Na czas poszukiwania kupca na swoje mieliśmy wynająć to, które było do kupienia. Wynajęłam i... On znalazł się w tym mieszkaniu jeszcze szybciej niż moja matka. Pamiętam, jak mnie wtedy kochał, jak całował, ja pierdziele. Oczywiście za wynajem zapłaciłam ja i praktycznie cały miesiąc był na moim utrzymaniu bo dopiero zaczął wtedy pracę więc pensję miał miec dopiero za miesiąc... Ale sprawował się nieźle, niejasnych sytuacji było mniej, mniej znajomości... Miałam wtedy znów dostęp do jego kont bo odkryłam hasło i ku mojemu zaskoczeniu widzialam, że nie romansuje... Tylko raz przyszedł do domu z czymś co dla mnie było wielgasną malinką ale oczywiście wypierał się. Tylko, że pochwalił się, że tego dnia spotkał kolegę... Po jakims czasie jednak nie wytrzymał widać i na poczcie znalazłam propozycje spotkań z jego strony, wyznania co lubi robić... Zrobiłam awanturę i tym samym wydało się, że mam jego hasło do poczty. O mało co nie podał mnie na policję. Powiedzialam, że mi to wisi, że juz wiekszej krzywdy nie może mi zrobić jak zrobił i jak chce to niech podaje, w sądzie opowiem wszystko... Zrezygnował widać.
Oczywiście jak wiele takich sytuacji przedtem nie okazało się to powodem do rozstania... Po miesiącu wynajmowania jednak właściciel mieszkania powiedział: albo kupujecie, albo do widzenia.
Kombinowalismy żeby cos wynająć ale w mojej małej miejscowości nie było za bardzo opcji. On musiał wrócic do swojego mieszkania, gdzie starzy za bardzo nie chcieli go widzieć, przypomnę tylko - alkoholicy a dom pijacka melina... Ja do siebie. Jedną noc spaliśmy u mnie, drugą w domku po mojej babci, było ok, kochaliśmy sie... ale u mnie nie chciała go znów widziec moja matka, zla na mnie znowu, że w tym mieszkaniu, które wynajmowałam, a które ona chciała kupić mieszkał on. Z domku babci pogoniła nas moja ciotka, nie życzyła sobie tez jego tam, bo dziwnym trafem juz wiedziała o jego zainteresowaniach facetami. Do domu nie chciał go wpuścic ojciec, zmienił zamki... Bylo tak, że spal na klatce, czasem u mnie w pracy... W ciągu dnia przesiadywał w KFC, zaniedbał pracę... Jednego wieczoru, kiedy uparłam się, żeby spał u mnie, kłóciłam się o to z matką byłam tak zdenerwowana, że kiedy zadzwonił domofonem wieczorem zemdlalam pod drzwiami...
Ten zły okres trwał jakieś dwa tygodnie... On nie miał sie gdzie podziać, ja strasznie to przezywałam. Czytałam opinie jego kolegów, że gdybym była w porządku nie patrzyłabym na matkę tylko wzięła go do siebie albo z nim na tej klatce nocowała... Dołowalo mnie to strasznie. Pewnego dnia zapowiedział publicznie na facebooku, że skończy ze sobą, mi też o tym napisał. Nie bardzo w to wierzyłam, sądziłam, że chce zwrócić na siebie uwagę. Rzeczywiście, to mu sie udało, komentarzy i pocieszeń było masa... Ale kiedy pożegnał sie ze wszystkimi i wylogował nie wytrzymałam. Nie darowałabym sobie, gdyby faktycznie skoczył z tego mostu a byłam jedyną osobą, która wiedziała dokładnie gdzie się znajduje. Zadzwoniłam na policję, wysłali patrol. Zgarnęli go do psychiatryka.
Przynajmniej sie tam wyspał, umył i najadł.
Kiedy wreszcie dowiedziałam sie, gdzie jest odwiedziłam go. Przytulił się, opowiedział jak było...
Ale trochę go tam potrzymali. Wiedziałam, że odwiedzaja go "koledzy", kurwica mnie brała... Kiedy przyjechałam tam któregos razu znów zobaczyłam malinkę. On oczywiście, że to nie malinka, nie wie co ale cos sobie ubzdurałam...
Kiedy go wypisali musial wrócic do domu, oczywiście przy awanturze ale jakos sie to udalo, urobiłam jego ojca, że to tylko na parę dni. A on został. Oczywiście jego ojciec miał o to do mnie pretensje...
I znów zaczęło sie to co wczesniej Niby bylismy razem, spotykalismy się ale chyba tylko po to, żebym ja mogła dac mu kasę..
Pewnego razu znów mnie okłamał bezczelnie mówiąc, że jedzie oglądac mieszkanie do babki, którą poznał w szpitalu późnym wieczorem. Wysililam cały swój talent aktorski żeby ją podpuścić i dowiedziałam się, że absolutnie on u niej nie był! Z tego oglądania niby tez wrócił z maliną wielka jak stodoła...
Przeżylam jeszcze jedno rozczarowanie kiedy on, majac urlop pojechał nie ze mną na wakacje tylko do jakiegos kolesia, którego poznał na portalu gejowskim... Ja wtedy odwinęłam w druga stronę, do ciotki żeby tak nie mysleć ale i tak chodziłam tam jak struta.
Odezwał sie dopiero po powrocie.
I tak było w koło panie macieju...
Czasami myślałam, że jeszcze trochę to się wykończę psychiczne, już mi się zdawało, że po czymś takim to na pewno sie do niego więcej nie odezwę, że to koniec, teraz dam radę... Ale nie dawałam...
Aż pewnego razu kiedy wlazłam na psycholkowo (nie pisałam tam już nic, żadne rady i tak do mnie docierały) trafiłam na wątek chłopaka, który pytał się czy zdradą jest to, że jego dziewczyna chce sobie pobyć trochę z kim innym choć twierdzi, że go kocha. Jego naiwność była tak rażąca że aż kuła w oczy. I pomyslalam sobie wtedy jak rażąca musi być moja naiwność, przecież mnie wodzono za nos tysiąc razy gorzej!!!
A tam swoje trzy grosze wtrącał nasz kochany Fors Napisałam do niego, prosząc o ocenę mojej sytuacji. Nawet nie wiem co sobie wtedy pomyślał o mojej beznadziejności, na pewno pisał jakoś inaczej niż pozostali, bo wreszcie zaczęło to do mnie docierać. Poza tym dał konkretne wskazówki jak pozbyć sie uczucia, które tak wykańcza...
Zaczęło sie udawać. Przestałam do niego pisać, zagadywać na facebooku, dopytywać się co robi i gdzie jest. Zamiast tego siedziałam na forum... O dziwo, nie dość, że poczułam sie lepiej to jeszcze zauważyłam, że on bardziej interesuje sie mną! Częściej i cieplej się odzywa... Znów sie trochę oszukałam bo za szybko w to uwierzyłam.
Zbliżał sie okres Bożego Narodzenia. Wszyscy ogarniali świąteczny klimat, robiło sie rodzinnie, slodkopierdząco. On przesiadywał w KFC udzielając sie mocno na fb... Chyba wszyscy mieli go w dupie, wiadomo zajęci przygotowaniami. W dodatku okradli go w autobusie, stracił dokumenty, podobno kasę też choć nie wiem skąd ją miał bo wiem, że nie pracował... Oczywiście do kogo uderzył? tak, do mnie. Poratowałam go, choć już wcześniej odmawiałam mu kasy, podbuntowana przez Forsakena. Obrażał sie wtedy na kilka dni tak jakbym miała obowiązek mu dawać! I tak tyle czasu był na moim utrzymaniu, masę napożyczał... Ech... No ale w tym przedświątecznym okresie poratowałam go znowu. Zaczął odzywać się częściej, słodzić mi, że nadal mnie kocha... Nie mógł spędzić świat w domu, bo w odwiedziny do jego ojca przyjechał dziadek, z którym sie serdecznie nienawidzili.
Pierwszego dnia świąt przyjechał do mnie do pracy, spędził ze mną cały dzień, wykąpał sie , najadł... Mówił, że nadal kocha i juz sobie postanowił, że chce być ze mną. Dał mi srebrny pierścionek, który gdzieś znalazł a na facebooku wysłał zaproszenie do związku. Pierścionek przyjęłam, zaproszenia nie. Uznałam, że dwa słowa o miłości to jeszcze nie związek, nie byłam pewna.
Po świętach wszystko się rozwiało. Znów przesiadywał na fb do mnie odzywając sie rzadko. Wszystko wróciło do starego trybu, koledzy wrócili z rodzinnych wypasów... Jeszcze tylko Sylwka spędziliśmy razem, na placu konstytucji w Wawie. Ja nie miałam gdzie iść, on miał iśc tam z kolegą ale go wystawił i przestał sie odzywać... Poszedł więc ze mną.
A potem znów cisza, kiedy niekiedy tam sie odezwał a poza tym wiecznie zajęty czym innym. Nie było to ni cholery do związku podobne.
Wtedy poczułam się wyraźnie oszukana i dotarło do mnie kim dla niego byłam tak naprawdę. I kiedy byłam mu potrzebna. Wtedy, gdy trzeba było uderzyć o kasę, kiedyś o nocleg... Jednym słowem wyrwać ile się dało.
Nie mogłam tylko pomieścić w pale jednego. Jak można byc tak bezdusznym, żeby mówić komuś że się go kocha, wiedząc że ta osoba tylko na to czeka i liczy, że jest się dla niej całym światem... dla własnych materialnych korzyści.
Wtedy przeczytałam juz książkę o współuzależnieniu, wiedziałam że to właśnie jest moim problemem, umiałam się ocenić i spojrzeć na wszystko z innej strony. Umiałam tez odsunąć trochę od siebie to uczucie dzięki technikom, które podsunął mi Fors.
Odpuściłam. Przestałam sie odzywać, interesować... Kiedy dzwonił odbierałam tel ale bez wiekszego zainteresowania. Usunęłam się.
W ciągu jakichs dwóch tygodni był juz w związku z chlopaczkiem, którego znam i w sumie bardzo lubię.
feniks- Liczba postów : 25
Join date : 05/01/2012
Re: Na nowej drodze...
Teraz piszę już o tym bez większego zaangażowania bo juz mnie to nie zajmuje...
Zaczęłam chodzic na imprezy, do klubu, gejowskiego co prawda niestety, tego samego, do którego zaczęłam chodzić z nim. Ale on już tam nie chodzi, za to ja co tydzień. Staram się mieć swoje zycie ale prawde mówiąc, nie wiem czy wszystko idzie dobrym torem. Jest ok, pracuję, poznaje nowych ludzi, spotykam sie z koleżankami bez żadnych wyrzutów z jego strony a przede wszystkim moich mysli nie zaprzatają te straszne uporczywe mysli gdzie jest, co robi, czy kocha... wariactwo...
Tyle, że na dzis czuję sie znów strasznie, w wielkiej czarnej dupie. Banalna sytuacja w sumie, może nie ma sie czym przejmować ale pojechało mi po poczuciu wartości równo
Poznałam chlopaka w tym klubie, pracował tam, raczej on wypatrzył mnie i poprosił mojego byłego (kiedy jeszcze tam chodził) o mój nr tel. napisal, że bardzo mu sie spodobałam, w sumie nie krył sie z tym długo, że chciałby iść ze mną do łóżka. Zakręcił mnie od razu jak ruski termos choć nie grzeszył ani urodą, ani tak naprawdę rozumem. A ja.. Naiwna, wyposzczona, pragnąca prawdziwego faceta a nie geja całowałam sie z nim na pierwszym spotkaniu a na drugim czy trzecim po imprezie poszłam z nim do łóżka...................
Myslalam, że może przestanie się odzywać ale nie, kręciliśmy tam jakoś. Tylko, że mało razy sie widzielismy bo albo mu cos wypadlo i nie przyjechał jak sie umówiliśmy a to brak kasy, a to mu daleko do mnie ato coś tam... Ale strasznie był napalony, mówił jaki mam zajebisty tyłeczek i buźkę. Chyba na to poleciałam bo od tamtego niczego takiego nie słyszałam...
Tydzień temu znow byłam w klubie, on również pracował. Bajerowalismy sie cały wieczór, mizialismy pokątnie. Za dużo wypiłam, w ogóle sporo piję... Nie wiem sama kiedy zamknęliśmy się w kabinie w kiblu. Naprawdę niewiele brakowało... Był strasznie napalony, ja też ale w ostatniej chwili sie opamietałam a raczej wystraszyłam, że tracę nad tym wszystkim kontrolę, wycofałam się... Za niedługo ulotniłam się też z klubu do domu. Pominę milczeniem, że usnęłam w pociągu i pojechałam dalekooo poza swoją miejscowość... :P
Jeszcze tego dnia wymieniliśmy parę smsów ale kiedy napisałam znow wieczorem, cisza... I tak przez tydzień, zagadałam raz czy dwa ale nie dostałam odpowiedzi. W kińcu w przeddzień następnej imprezy zagadalam znowu, co słychac i czy jest na mnie zły, że sie nie odzywa.. Napisał, że już sie nie będzie odzywał i że wiecej nie chce sie spotykać. gdy zapytałam czemu odparł, że nie ważne, też przez to, że sie nie widujemy a jak tak to ja jestem wypita. W końcu napisał też, że poznał kogoś..
Czuję sie strasznie. Chwilami mi przechodzi ale ogólnie jest mi tak wszawo... Czuję sie jakby ktos dał mi potężnego kopa w zadek i sama sie zastanawiam, czy takim zachowaniem sobie sama na to nie zapracowałam. Fakt, piłam, bawiłam się ale nie sądziłam, że on mi to wypomni jeśli sam opowiadał, że nieraz nie wiedział jak z klubu wyszedł. A poza tym mam wrażenie, że to ma też związek z tym, że nie chciałam się z nim bzykac w tym kiblu... FAkt, sama go prowokowałam cały wieczór ale seks w toalecie i to bez zabezpieczenia to co innego. Ciesze się, że się opamiętałam bo dopiero bym miała wyrzuty gdybym to zrobiła a on i tak by mnie olał.
W dodatku kiedy byłam w tym klubie przedwczoraj udawaliśmy, że sie nie znamy. Ja rozumiem, że może nie chce się spotykać, ale że go na głupie cześć nie stać... Cały czas tańczyłam i się bawiłam nawet dobrze ale kiedy wróciłam do domu i wszystko to do mnie dotarło...Masssakra
Boli mnie to, bo gdybym go widziała pierwszy raz i sie z nim puściła na imprezie a on by mnie tak olał - ok, zachowalam sie jak szmata to i tak mnie potraktował. Albo gdyby mnie olał po tym pierwszym razie, na to byłam przygotowana...Ale my też dużo gadaliśmy, pisaliśmy... Starałam się, żeby to nie opierało sie tylko o seks...
A to on tyle razy nawalał. Obiecał, że przyjedzie a nie przyjechał i nawet nie uprzedził, bo mu nie pasowalo, bo nie miał kasy, bo coś tam... Obiecał, że pójdzie ze mną do klubu a potem sie z tego wycofał... Kiedys w klubie udał, że mnie nie zna, potem powiedział, że dlatego, że widział, że jestem wstawiona...
Ech... Źle mi i znów mam wyrzuty, że gdybym była inna...
Zaczęłam chodzic na imprezy, do klubu, gejowskiego co prawda niestety, tego samego, do którego zaczęłam chodzić z nim. Ale on już tam nie chodzi, za to ja co tydzień. Staram się mieć swoje zycie ale prawde mówiąc, nie wiem czy wszystko idzie dobrym torem. Jest ok, pracuję, poznaje nowych ludzi, spotykam sie z koleżankami bez żadnych wyrzutów z jego strony a przede wszystkim moich mysli nie zaprzatają te straszne uporczywe mysli gdzie jest, co robi, czy kocha... wariactwo...
Tyle, że na dzis czuję sie znów strasznie, w wielkiej czarnej dupie. Banalna sytuacja w sumie, może nie ma sie czym przejmować ale pojechało mi po poczuciu wartości równo
Poznałam chlopaka w tym klubie, pracował tam, raczej on wypatrzył mnie i poprosił mojego byłego (kiedy jeszcze tam chodził) o mój nr tel. napisal, że bardzo mu sie spodobałam, w sumie nie krył sie z tym długo, że chciałby iść ze mną do łóżka. Zakręcił mnie od razu jak ruski termos choć nie grzeszył ani urodą, ani tak naprawdę rozumem. A ja.. Naiwna, wyposzczona, pragnąca prawdziwego faceta a nie geja całowałam sie z nim na pierwszym spotkaniu a na drugim czy trzecim po imprezie poszłam z nim do łóżka...................
Myslalam, że może przestanie się odzywać ale nie, kręciliśmy tam jakoś. Tylko, że mało razy sie widzielismy bo albo mu cos wypadlo i nie przyjechał jak sie umówiliśmy a to brak kasy, a to mu daleko do mnie ato coś tam... Ale strasznie był napalony, mówił jaki mam zajebisty tyłeczek i buźkę. Chyba na to poleciałam bo od tamtego niczego takiego nie słyszałam...
Tydzień temu znow byłam w klubie, on również pracował. Bajerowalismy sie cały wieczór, mizialismy pokątnie. Za dużo wypiłam, w ogóle sporo piję... Nie wiem sama kiedy zamknęliśmy się w kabinie w kiblu. Naprawdę niewiele brakowało... Był strasznie napalony, ja też ale w ostatniej chwili sie opamietałam a raczej wystraszyłam, że tracę nad tym wszystkim kontrolę, wycofałam się... Za niedługo ulotniłam się też z klubu do domu. Pominę milczeniem, że usnęłam w pociągu i pojechałam dalekooo poza swoją miejscowość... :P
Jeszcze tego dnia wymieniliśmy parę smsów ale kiedy napisałam znow wieczorem, cisza... I tak przez tydzień, zagadałam raz czy dwa ale nie dostałam odpowiedzi. W kińcu w przeddzień następnej imprezy zagadalam znowu, co słychac i czy jest na mnie zły, że sie nie odzywa.. Napisał, że już sie nie będzie odzywał i że wiecej nie chce sie spotykać. gdy zapytałam czemu odparł, że nie ważne, też przez to, że sie nie widujemy a jak tak to ja jestem wypita. W końcu napisał też, że poznał kogoś..
Czuję sie strasznie. Chwilami mi przechodzi ale ogólnie jest mi tak wszawo... Czuję sie jakby ktos dał mi potężnego kopa w zadek i sama sie zastanawiam, czy takim zachowaniem sobie sama na to nie zapracowałam. Fakt, piłam, bawiłam się ale nie sądziłam, że on mi to wypomni jeśli sam opowiadał, że nieraz nie wiedział jak z klubu wyszedł. A poza tym mam wrażenie, że to ma też związek z tym, że nie chciałam się z nim bzykac w tym kiblu... FAkt, sama go prowokowałam cały wieczór ale seks w toalecie i to bez zabezpieczenia to co innego. Ciesze się, że się opamiętałam bo dopiero bym miała wyrzuty gdybym to zrobiła a on i tak by mnie olał.
W dodatku kiedy byłam w tym klubie przedwczoraj udawaliśmy, że sie nie znamy. Ja rozumiem, że może nie chce się spotykać, ale że go na głupie cześć nie stać... Cały czas tańczyłam i się bawiłam nawet dobrze ale kiedy wróciłam do domu i wszystko to do mnie dotarło...Masssakra
Boli mnie to, bo gdybym go widziała pierwszy raz i sie z nim puściła na imprezie a on by mnie tak olał - ok, zachowalam sie jak szmata to i tak mnie potraktował. Albo gdyby mnie olał po tym pierwszym razie, na to byłam przygotowana...Ale my też dużo gadaliśmy, pisaliśmy... Starałam się, żeby to nie opierało sie tylko o seks...
A to on tyle razy nawalał. Obiecał, że przyjedzie a nie przyjechał i nawet nie uprzedził, bo mu nie pasowalo, bo nie miał kasy, bo coś tam... Obiecał, że pójdzie ze mną do klubu a potem sie z tego wycofał... Kiedys w klubie udał, że mnie nie zna, potem powiedział, że dlatego, że widział, że jestem wstawiona...
Ech... Źle mi i znów mam wyrzuty, że gdybym była inna...
feniks- Liczba postów : 25
Join date : 05/01/2012
Re: Na nowej drodze...
"On z kolei widział chyba, że
może pozwolić sobie na coraz więcej, że co by nie zrobił, ja i tak
dawałam się urobić, zagłaskać, przeprosić… zazwyczaj wtedy, przy takich
przeprosinach był najlepszy seks a przez następne dni względny spokój,
mniej smsów z chłopaczkami, mniej niejasnych sytuacji… A ja żyłam tymi
dobrymi chwilami, ukojona aż do następnej chorej akcji, wykrytego
kłamstwa czy zdrady… I tak w kółko.'(Fenix)
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiesz Feniks,
jak Cie tak czytam to niektore wypowiedzi przypominaja mnie i P-np to co podkreslilam u gory.(oczywiscie ja nie mialam problemu jak ty ze P interesowal sie Cklopakami ale te klamstwa,przez ktore musialam przechodzic i te obietnice ze tylko ja i tylko ja.
matko ,czlowiek musi przechodzic przez cos takiego......
może pozwolić sobie na coraz więcej, że co by nie zrobił, ja i tak
dawałam się urobić, zagłaskać, przeprosić… zazwyczaj wtedy, przy takich
przeprosinach był najlepszy seks a przez następne dni względny spokój,
mniej smsów z chłopaczkami, mniej niejasnych sytuacji… A ja żyłam tymi
dobrymi chwilami, ukojona aż do następnej chorej akcji, wykrytego
kłamstwa czy zdrady… I tak w kółko.'(Fenix)
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiesz Feniks,
jak Cie tak czytam to niektore wypowiedzi przypominaja mnie i P-np to co podkreslilam u gory.(oczywiscie ja nie mialam problemu jak ty ze P interesowal sie Cklopakami ale te klamstwa,przez ktore musialam przechodzic i te obietnice ze tylko ja i tylko ja.
matko ,czlowiek musi przechodzic przez cos takiego......
Go??- Gość
Re: Na nowej drodze...
Heh.. Jejku, Kora miałas siłę przejrzeć ten elaborat?? Dziękuję. Chciałam żeby było skrótowo ale i tak wyszedł słowotok... A byłoby o czym jeszcze pisać...
Ale to już teraz tak naprawdę nie ważne, teraz widać wpadłam z deszczu pod rynnę i dostałam między oczy od drugiego pajaca. Zobaczyłam przed chwilą, że wywalił mnie ze znajomych na fb... Wiem, to głupota w sumie ale czuje się jakbym zrobiła cos okropnego, jakbym w jego oczach nie zasługiwała na znajomość z jaśniepanem... Strasznie sie czuję. Rozpierdol emocjonalny... Jest to o tyle bolesne, że moje poczucie wartości ma słabe podstawy jeszcze i szukam akceptacji u innych a on rozwalił je w gruzy dosłownie... strzał miedzy oczy
Ale to już teraz tak naprawdę nie ważne, teraz widać wpadłam z deszczu pod rynnę i dostałam między oczy od drugiego pajaca. Zobaczyłam przed chwilą, że wywalił mnie ze znajomych na fb... Wiem, to głupota w sumie ale czuje się jakbym zrobiła cos okropnego, jakbym w jego oczach nie zasługiwała na znajomość z jaśniepanem... Strasznie sie czuję. Rozpierdol emocjonalny... Jest to o tyle bolesne, że moje poczucie wartości ma słabe podstawy jeszcze i szukam akceptacji u innych a on rozwalił je w gruzy dosłownie... strzał miedzy oczy
feniks- Liczba postów : 25
Join date : 05/01/2012
Re: Na nowej drodze...
Fenikx,feniks napisał:Heh.. Jejku, Kora miałas siłę przejrzeć ten elaborat?? Dziękuję. Chciałam żeby było skrótowo ale i tak wyszedł słowotok... A byłoby o czym jeszcze pisać...
Ale to już teraz tak naprawdę nie ważne, teraz widać wpadłam z deszczu pod rynnę i dostałam między oczy od drugiego pajaca. Zobaczyłam przed chwilą, że wywalił mnie ze znajomych na fb... Wiem, to głupota w sumie ale czuje się jakbym zrobiła cos okropnego, jakbym w jego oczach nie zasługiwała na znajomość z jaśniepanem... Strasznie sie czuję. Rozpierdol emocjonalny... Jest to o tyle bolesne, że moje poczucie wartości ma słabe podstawy jeszcze i szukam akceptacji u innych a on rozwalił je w gruzy dosłownie... strzał miedzy oczy
Nie obwiniaj sie bo jakby ten skurczybyk z klubu mial wypisane na czole ze jest taki to napewno nie zainteresowalabys sie nim.
Go??- Gość
Re: Na nowej drodze...
Nie no wiadomo, że nie ale nie całkiem o to chodzi... Jeśli się o coś obwiniam to bardziej podświadomie o to, że gdybym postępowała inaczej to on by tak nie postąpił ze mną. Po rozstaniu z tamtym zaczęłam chodzić do tego klubu, rozkochałam się w tańcu, niestety też trochę za dużo piłam czasami... Teraz znów myślę, że gdybym piła mniej to by mnie tak nie potraktował, faceci nie myslą za dobrze o pijących kobietach a ja sama wiem, że czasami poleciałam za bardzo... Nie czułabym sie teraz tak podle. Ale to nie wiem o co mu chodzi, może uznał mnie za puszczalską, a może za malo puszczalską, może jemu zależalo na tym seksie, kurde nie wiem naprawdę... Ja też lubię, chyba nie ma w tym nic złego ale też nie chciałam być dla niego laską do puknięcia na każde jego zawołanie, w sumie nie bylismy przecież nawet razem... Jednego dnia się mną zachwycał i było naprawdę fajnie a następnego jakby wsadził na furę gnoju i wywiózł poza wieś...
Chciałabym się tylko lepiej poczuć teraz :/
Czasem to sie zastanawiam, dlaczego interesują mnie faceci, którzy traktuja mnie jak ścierwo? A od fajnych, opiekuńczych i szczerze zainteresowanych mną mam ochote wiać...
Chciałabym się tylko lepiej poczuć teraz :/
Czasem to sie zastanawiam, dlaczego interesują mnie faceci, którzy traktuja mnie jak ścierwo? A od fajnych, opiekuńczych i szczerze zainteresowanych mną mam ochote wiać...
feniks- Liczba postów : 25
Join date : 05/01/2012
Re: Na nowej drodze...
Feniks,
Przeanalizowalam calą twoja wypowiedz.
Zauwaz ze zaczelo sie sypac po tej akcji w ubikacji jak dalas mu wtedy kosza.
Ha,najlepiej komus powiedziec ze pije,ze jest taki czy owaki ale jak ty chcialas odpowiedzi to nie bylo go stac na to.Pozwol ze zacytuje twoje slowa:"Jeszcze tego dnia wymieniliśmy parę smsów ale kiedy napisałam znow
wieczorem, cisza... I tak przez tydzień, zagadałam raz czy dwa ale nie
dostałam odpowiedzi. W kińcu w przeddzień następnej imprezy zagadalam
znowu, co słychac i czy jest na mnie zły, że sie nie odzywa.. Napisał,
że już sie nie będzie odzywał i że wiecej nie chce sie spotykać. gdy
zapytałam czemu odparł, że nie ważne, też przez to, że sie nie widujemy a
jak tak to ja jestem wypita. W końcu napisał też, że poznał kogoś.."
----------------------------------------------------------------------
Dobrze Feniks ze ta znajomosc sie juz skonczyla.Nie rozmyslaj o tym bo nie warto-ten facet to jakis chłystek.Chcial sie zabawic i tyle.
Przeanalizowalam calą twoja wypowiedz.
Zauwaz ze zaczelo sie sypac po tej akcji w ubikacji jak dalas mu wtedy kosza.
Ha,najlepiej komus powiedziec ze pije,ze jest taki czy owaki ale jak ty chcialas odpowiedzi to nie bylo go stac na to.Pozwol ze zacytuje twoje slowa:"Jeszcze tego dnia wymieniliśmy parę smsów ale kiedy napisałam znow
wieczorem, cisza... I tak przez tydzień, zagadałam raz czy dwa ale nie
dostałam odpowiedzi. W kińcu w przeddzień następnej imprezy zagadalam
znowu, co słychac i czy jest na mnie zły, że sie nie odzywa.. Napisał,
że już sie nie będzie odzywał i że wiecej nie chce sie spotykać. gdy
zapytałam czemu odparł, że nie ważne, też przez to, że sie nie widujemy a
jak tak to ja jestem wypita. W końcu napisał też, że poznał kogoś.."
----------------------------------------------------------------------
Dobrze Feniks ze ta znajomosc sie juz skonczyla.Nie rozmyslaj o tym bo nie warto-ten facet to jakis chłystek.Chcial sie zabawic i tyle.
Go??- Gość
Re: Na nowej drodze...
Kiedy właśnie muszę to sobie rozkminić bo mi źle... A jak rozkminiam to lepiej trochę :P
Choć na dobrą sprawę nie ma nad czym rozpaczać. Nawet dojechać do mnie nie mógł bo mu a to za daleko, a to nie ma kasy, a to coś tam... Raz chciał przyjechać niby, ale ja się rozchorowałam, powiedziałam, żeby to przełożyć bo źle się czuję a jeszcze gorzej wyglądam. Obraził się i rozłączył bo on jak się umawia to przyjeżdża! Ok, nałykałam się prochów od gorączki, ogarnęłam i czekam. I czekam. Ale umówiona godzina mija a jego niet. Dzwonię czy będzie. "Nie, dzisiaj nie". Myślałam, że białej goraczki dostanę. To on mi śmiał robić wyrzuty, że nawaliłam, więc ja, choć chora postarałam się a on... Przeprosił, owszem, powiedział, że nie miał kasy. Myślał, że ktoś mu tam odda ale nie oddał. Ale czy łaskawie nie mógł mi o tym powiedzieć wcześniej??? Nie wiem, niepojęte dla mnie...
Może i racja, że chciał się zabawić, w sumie nie krył się nawet z tym, o co mu chodzi. Tylko, że mi sie wydawało, że może poza tym to chce tez czegos więcej... Chyba ja szukałam czegoś więcej.
Tylko nie wiem tak mną to tąpnęło...
Choć na dobrą sprawę nie ma nad czym rozpaczać. Nawet dojechać do mnie nie mógł bo mu a to za daleko, a to nie ma kasy, a to coś tam... Raz chciał przyjechać niby, ale ja się rozchorowałam, powiedziałam, żeby to przełożyć bo źle się czuję a jeszcze gorzej wyglądam. Obraził się i rozłączył bo on jak się umawia to przyjeżdża! Ok, nałykałam się prochów od gorączki, ogarnęłam i czekam. I czekam. Ale umówiona godzina mija a jego niet. Dzwonię czy będzie. "Nie, dzisiaj nie". Myślałam, że białej goraczki dostanę. To on mi śmiał robić wyrzuty, że nawaliłam, więc ja, choć chora postarałam się a on... Przeprosił, owszem, powiedział, że nie miał kasy. Myślał, że ktoś mu tam odda ale nie oddał. Ale czy łaskawie nie mógł mi o tym powiedzieć wcześniej??? Nie wiem, niepojęte dla mnie...
Może i racja, że chciał się zabawić, w sumie nie krył się nawet z tym, o co mu chodzi. Tylko, że mi sie wydawało, że może poza tym to chce tez czegos więcej... Chyba ja szukałam czegoś więcej.
Tylko nie wiem tak mną to tąpnęło...
feniks- Liczba postów : 25
Join date : 05/01/2012
Re: Na nowej drodze...
Kurdę, a najśmieszniejsze jest to, że... to nie o to chodzi, że jestem jakąś cnotką niewydymką, lubię fajny seks chyba jak każdy a przyznam że trochę wyposzczona też jestem ale raz, że w kiblu to mi się źle kojarzy a poza tym jakoś się wystraszyłam wtedy tej sytuacji, czułam, że jestem nastukana, on napalony jak byk, ludzie za drzwiami... Nie, no ktoś, kto mnie widział w tym klubie powiedział, że jestem wyluzowana ale do tego stopnia wyluzowana się nie czułam...
Sądziłam, że zrozumie a tu lipa. Ostatni sms jaki do mnie napisał to było "No ja na Ciebie bardzo jestem napalony ale Ty chyba nie" I potem już cisza...
Sądziłam, że zrozumie a tu lipa. Ostatni sms jaki do mnie napisał to było "No ja na Ciebie bardzo jestem napalony ale Ty chyba nie" I potem już cisza...
feniks- Liczba postów : 25
Join date : 05/01/2012
Re: Na nowej drodze...
A teraz wiecie czytam Wasze wpisy w dzialiku "moja najgorsza czy najlepsza czy smaka owaka randka i jest mi jeszcze gorzej... Bo skoro do momentu kiblowej akcji było ok a potem jakby mu telefon do tego sracza wpadł to widać ja może okazałam sie jakaś sztywna, drętwa nieugieta... a ja po prostu byłam nastukana i nieogarniałam tego wszystkiego. A ten cieć mnie skreślił od ręki...
Ja nie wiem, nie ogarniam tego wszystkiego a już w ogóle nie ogarniam czego mi się chce...
Poznałam kolesia na ostatniej imprezie, heteryk, całkiem niezły. Mówi do mnie: "wydajesz sie taką fajną, normalną dziewczyną" Ja na to, że on mnie jeszcze nie zna, normalna to ja nie jestem, jestem stuknięta. A on "oj tam, nie jestes stuknieta, jesteś zagubiona" hehehe.... oj obawiam się, że miał rację, mentor jeden...
Fors, jesteś facetem, ratuj... Nawet jakby to mną mialo o ścianę rzucić.
Ja nie wiem, nie ogarniam tego wszystkiego a już w ogóle nie ogarniam czego mi się chce...
Poznałam kolesia na ostatniej imprezie, heteryk, całkiem niezły. Mówi do mnie: "wydajesz sie taką fajną, normalną dziewczyną" Ja na to, że on mnie jeszcze nie zna, normalna to ja nie jestem, jestem stuknięta. A on "oj tam, nie jestes stuknieta, jesteś zagubiona" hehehe.... oj obawiam się, że miał rację, mentor jeden...
Fors, jesteś facetem, ratuj... Nawet jakby to mną mialo o ścianę rzucić.
feniks- Liczba postów : 25
Join date : 05/01/2012
Re: Na nowej drodze...
Jeszcze lepszy dżez... Jaja takie, że nie wiem, czy bardziej chce mi sie rzygać czy śmiaż już z tego wszystkiego... Ale raczej śmiać, bo po szkole jaka dostałam od mojego byłego już mnie mniej wzruszają akcje tego typu... Żal.pl
Dwa czy trzy dni po moich ostatnich wpisach tutaj spałam sobie po nocce kiedy zabarabanił mi tel nad uchem. Odebrałam automatycznie nie otwierając oczu i usłyszałam wiązankę: ty taka nie taka odczep się od mojego chłopaka bo ci to i tamto... Od razu sczaiłam o co i kogo chodzi, mimo, że wyrwana ze snu. Rozłaczyłam się ale zaraz dostałam smsa żebym się nie pokazywała w klubie, bo ona mnie wyprowadzi za uszy. Nie odpisalam no to następny - że mam się nie pokazywac tam bo mnie gorzej oszpeci i cały klub się dowie jak się chujowo rucham (pisownia oryginalna żeby nie było), nawet on (gwiazdor, demon sexu o którym tu mowa) mnie wyśmiał, że jestem chujowa, teraz wiem, że jestem zdzirą, która rucha się po klubie. Mam sie trzymać z daleka i wykasować jego numer.Ruro - na koniec.
No to wtedy jej pojechałam, żeby się odpierdoliła ode mnie bo taka miernota jak on mnie nie interesuje, bo to nie mój poziom i ja takie coś jak on to omijam szerokim łukiem bo się ubrudzic nie chcę. I niech mnie nie straszy, bo ja też mam przyjaciół tam i takie tam... :P
No to laska jak jej napisałam, że mam go w dupie troche wyluzowała i stonowała. Ale wkręciła mnie, że są razem juz od dawna, że jest jej ciężko ale daje mu ostatnią szanę, bla bla.. Nie wiem po ki śwanc z nią pisałam, wyciągnęła może ode mnie parę rzeczy... Ale w tej kurwicy ożłopalam dwa piwa to i myślenie się wyłączyło... A ona potem dzwoni i mówi takim protekcjonalnym tonem, że dałam się wkręcić, że nie są długo razem ale spotykają się codziennie... I że jestem namolna bo on mi powiedział, że nie chce sie dalej spotykać a ja na ostatniej imprezie złapałam go za rękę jak przechodził i o to własnie jej chodziło.
Fakt, złapałam, bo wtedy jeszcze nie mogłam ogarnąć tego, że nawet cześć nie umiał powiedzieć i chyba sama nie dowierzałam więc chciałam sprawdzić reakcję i jak tańczyłam na scenie to smyrnęłam go lekko, że niby nie ja... Ale reakcji nie było to też nie odzywałam się więcej. I ona podobno to widziała, podobno stała koło mnie. I przypomniało jej się, po paru dniach! Pewnie mu nr z telefonu zawinęła...
Wkurzyłam się strasznie tym jej protekcjonalnym tonem, udało jej się mnie sprowokować tym, że powiedziala, że on jej wszystko powiedział i napisałam i jemu... Też niepotrzebnie, wiem. Niby nie wiedział o co chodzi, odpisał, że nic jej nie mówił ale też nie tłumaczył się zbytnio, napisał, że ma w dupie co o nim myślę. Za to zaraz sms od niej po co ja do niego piszę?! Fuck.. jaki meksyk... odpisałam, że mi sie tak podoba to piszę i żeby mnie obydwoje w dupę pocałowali.
Na co ona, że...całować to oni się będą obydwoje bo on lubi jak ona obrabia jego tyłeczek..
I tym radosnym akcentem zakończyłam korespondencję z szanownym państwem ...
C.D.N. (na razie uciekam z roboty
Dwa czy trzy dni po moich ostatnich wpisach tutaj spałam sobie po nocce kiedy zabarabanił mi tel nad uchem. Odebrałam automatycznie nie otwierając oczu i usłyszałam wiązankę: ty taka nie taka odczep się od mojego chłopaka bo ci to i tamto... Od razu sczaiłam o co i kogo chodzi, mimo, że wyrwana ze snu. Rozłaczyłam się ale zaraz dostałam smsa żebym się nie pokazywała w klubie, bo ona mnie wyprowadzi za uszy. Nie odpisalam no to następny - że mam się nie pokazywac tam bo mnie gorzej oszpeci i cały klub się dowie jak się chujowo rucham (pisownia oryginalna żeby nie było), nawet on (gwiazdor, demon sexu o którym tu mowa) mnie wyśmiał, że jestem chujowa, teraz wiem, że jestem zdzirą, która rucha się po klubie. Mam sie trzymać z daleka i wykasować jego numer.Ruro - na koniec.
No to wtedy jej pojechałam, żeby się odpierdoliła ode mnie bo taka miernota jak on mnie nie interesuje, bo to nie mój poziom i ja takie coś jak on to omijam szerokim łukiem bo się ubrudzic nie chcę. I niech mnie nie straszy, bo ja też mam przyjaciół tam i takie tam... :P
No to laska jak jej napisałam, że mam go w dupie troche wyluzowała i stonowała. Ale wkręciła mnie, że są razem juz od dawna, że jest jej ciężko ale daje mu ostatnią szanę, bla bla.. Nie wiem po ki śwanc z nią pisałam, wyciągnęła może ode mnie parę rzeczy... Ale w tej kurwicy ożłopalam dwa piwa to i myślenie się wyłączyło... A ona potem dzwoni i mówi takim protekcjonalnym tonem, że dałam się wkręcić, że nie są długo razem ale spotykają się codziennie... I że jestem namolna bo on mi powiedział, że nie chce sie dalej spotykać a ja na ostatniej imprezie złapałam go za rękę jak przechodził i o to własnie jej chodziło.
Fakt, złapałam, bo wtedy jeszcze nie mogłam ogarnąć tego, że nawet cześć nie umiał powiedzieć i chyba sama nie dowierzałam więc chciałam sprawdzić reakcję i jak tańczyłam na scenie to smyrnęłam go lekko, że niby nie ja... Ale reakcji nie było to też nie odzywałam się więcej. I ona podobno to widziała, podobno stała koło mnie. I przypomniało jej się, po paru dniach! Pewnie mu nr z telefonu zawinęła...
Wkurzyłam się strasznie tym jej protekcjonalnym tonem, udało jej się mnie sprowokować tym, że powiedziala, że on jej wszystko powiedział i napisałam i jemu... Też niepotrzebnie, wiem. Niby nie wiedział o co chodzi, odpisał, że nic jej nie mówił ale też nie tłumaczył się zbytnio, napisał, że ma w dupie co o nim myślę. Za to zaraz sms od niej po co ja do niego piszę?! Fuck.. jaki meksyk... odpisałam, że mi sie tak podoba to piszę i żeby mnie obydwoje w dupę pocałowali.
Na co ona, że...całować to oni się będą obydwoje bo on lubi jak ona obrabia jego tyłeczek..
I tym radosnym akcentem zakończyłam korespondencję z szanownym państwem ...
C.D.N. (na razie uciekam z roboty
feniks- Liczba postów : 25
Join date : 05/01/2012
Re: Na nowej drodze...
Dobra Feniksiaro Widze ze juz na dobre powstalas z popiolow No bo mysle ze skoro pisalas ze Bog w swojej madrosci nie obdarzyl go ani uroda ani intelektem, to nie masz najmniejszej ochoty obrabiac mu kakaowego oka jezyczkiem, tak jak lubi
Z pozytywow widze tez ze nie wspominasz juz wcale o tym spedalonym gowniarzu, ktory Cie tak szarpal psychicznie
W sumie to przeciez o to chodzilo zebys przestala o nim myslec... I wyszlo, udalo sie!
No chyba ze sie myle, ale czytajac Twoje posty zauwazylem juz calkowity brak jego osoby...
Z tego puntku widzenia, to dobrze ze nie zdarzylas sie zabujac w tym nowym kolesiem co sie bzykaliscie. Wedlug mnie to bardzo dobrze, bo on mial byc przeciez tylko zapchaj-dziura. Nie mial to byc material na meza, tylko na jednorazowego kochanka. Zreszta kto chcialby z imbecylem budowac wspolna przyszlosc..
Nie musisz tez rozkminiac czemu nie chcial byc z toba a wybral tamta - to nie dlatego ze pilas w klubie - na takie rzeczy faceci nie zwracaja uwagi, a jesli juz to tlko pod katem tego ze laska bedzie latwiejsza. Zostawil Cie dlatego ze nie chcialas sie z nim pieprzyc w publicznym kiblu, pewnie tamtej to nie przeszkadza. No pewnie dupy mu nie wylizywalas jak tamta druga, wiec naturalne ze imbecyl wybral sobie szmate a nie Ciebie... Jak bedziesz chciala mu dosrac to zawsze mozesz go zapytac czy calujac sie ze swoja dziewczyna, mysli nad tym ilu z jego kolegom dupsko juz lizala
Jesli ona z czyms jeszcze do Ciebie wyskoczy, to powiedz jej ze wyslala Ci esemesem grozby karalne(to o oszpeceniu) i mozesz to w kazdej chwili zglosic na policje... Jak Cie wysmieje ze jej nic za to nie zrobia, to sie wtedy z usmiechem mowi: ale do sprawy posiedzisz, bo jak powiem ze sie obawiam o swoje zdrowie to na pewno trafi do aresztu na minimum 3 miechy
Super ze wyrwalas sie z domu i idziesz sie pobawic... Ale.. Nie chodz do klubow gejowskich jesli chcesz poznac heteryka. Zareczam Ci wszystkimi czlonkami ze zaden heteryk tam nie zaglada. Nawet jak Ci powie ze jest heterykiem, to tylko dlatego zebys sie nie wystraszyla. Tam sa same homiki i biseksy - tam nie ma prawdziwych facetow. Na bank! Prawdziwy facet nigdy nie wejdzie do przybytku gejowskiego. Nas obrzydza nawet widok facetow trzymajacych sie za reke...
Teraz zadanie dla Ciebie Feniksie:
Masz zaczac zwiedzac inne miejsca.. Jesli chcesz kogos fajnego spotkac idz sie pobaw w jednym klubie, potem w drugim... Tylko do gejowskich juz nie zagladaj... Ludzie latwo sie przyzwyczajaja do miejsc i tak jak ty chodza tam gdzie im sie raz spodobalo, zadko probuja nowych miejsc.. Wiec jesli nawet weekend w weekend fajny normalny koles bawi sie gdzies i szuka kobiety, to Ty musisz go odnalesc - on bedzie przychodzil wciaz w to samo miejsce i czekal az ta ONA sie tam zjawi..
Ja tez staram sie byc proaktywny, a nie reaktywny. To znaczy ze stwarzam okazje a nie na nie czekam... Jak ide bawic to co najmnie w dwa miejsca, a bywa ze i w trzy, jedno po drugim... W ten sposob zwieksza sie swoje szanse trzykrotnie, nie?
No:) To pozdrawiam ciepluchno i powodziska
Z pozytywow widze tez ze nie wspominasz juz wcale o tym spedalonym gowniarzu, ktory Cie tak szarpal psychicznie
W sumie to przeciez o to chodzilo zebys przestala o nim myslec... I wyszlo, udalo sie!
No chyba ze sie myle, ale czytajac Twoje posty zauwazylem juz calkowity brak jego osoby...
Z tego puntku widzenia, to dobrze ze nie zdarzylas sie zabujac w tym nowym kolesiem co sie bzykaliscie. Wedlug mnie to bardzo dobrze, bo on mial byc przeciez tylko zapchaj-dziura. Nie mial to byc material na meza, tylko na jednorazowego kochanka. Zreszta kto chcialby z imbecylem budowac wspolna przyszlosc..
Nie musisz tez rozkminiac czemu nie chcial byc z toba a wybral tamta - to nie dlatego ze pilas w klubie - na takie rzeczy faceci nie zwracaja uwagi, a jesli juz to tlko pod katem tego ze laska bedzie latwiejsza. Zostawil Cie dlatego ze nie chcialas sie z nim pieprzyc w publicznym kiblu, pewnie tamtej to nie przeszkadza. No pewnie dupy mu nie wylizywalas jak tamta druga, wiec naturalne ze imbecyl wybral sobie szmate a nie Ciebie... Jak bedziesz chciala mu dosrac to zawsze mozesz go zapytac czy calujac sie ze swoja dziewczyna, mysli nad tym ilu z jego kolegom dupsko juz lizala
Jesli ona z czyms jeszcze do Ciebie wyskoczy, to powiedz jej ze wyslala Ci esemesem grozby karalne(to o oszpeceniu) i mozesz to w kazdej chwili zglosic na policje... Jak Cie wysmieje ze jej nic za to nie zrobia, to sie wtedy z usmiechem mowi: ale do sprawy posiedzisz, bo jak powiem ze sie obawiam o swoje zdrowie to na pewno trafi do aresztu na minimum 3 miechy
Super ze wyrwalas sie z domu i idziesz sie pobawic... Ale.. Nie chodz do klubow gejowskich jesli chcesz poznac heteryka. Zareczam Ci wszystkimi czlonkami ze zaden heteryk tam nie zaglada. Nawet jak Ci powie ze jest heterykiem, to tylko dlatego zebys sie nie wystraszyla. Tam sa same homiki i biseksy - tam nie ma prawdziwych facetow. Na bank! Prawdziwy facet nigdy nie wejdzie do przybytku gejowskiego. Nas obrzydza nawet widok facetow trzymajacych sie za reke...
Teraz zadanie dla Ciebie Feniksie:
Masz zaczac zwiedzac inne miejsca.. Jesli chcesz kogos fajnego spotkac idz sie pobaw w jednym klubie, potem w drugim... Tylko do gejowskich juz nie zagladaj... Ludzie latwo sie przyzwyczajaja do miejsc i tak jak ty chodza tam gdzie im sie raz spodobalo, zadko probuja nowych miejsc.. Wiec jesli nawet weekend w weekend fajny normalny koles bawi sie gdzies i szuka kobiety, to Ty musisz go odnalesc - on bedzie przychodzil wciaz w to samo miejsce i czekal az ta ONA sie tam zjawi..
Ja tez staram sie byc proaktywny, a nie reaktywny. To znaczy ze stwarzam okazje a nie na nie czekam... Jak ide bawic to co najmnie w dwa miejsca, a bywa ze i w trzy, jedno po drugim... W ten sposob zwieksza sie swoje szanse trzykrotnie, nie?
No:) To pozdrawiam ciepluchno i powodziska
Go??- Gość
Re: Na nowej drodze...
Feniks sorka ale jakos nie mialam wczesniej czasu zeby zapoznac sie z cala twoja historia.Nadrobilam zaleglosci i odwazylam sie cos napisac
Twoja pierwsza historia poprostu wyrwala mnie z butow.Moj osobisty dramat (ktory ma soj watek )byl niczym w porownaniu z twoim pieklem na ziemi.Nasze historie sa niemalze identyczne,z tym ze moj byly byl hetero.Pod tym wszystkim co przechodzilas i jak sie wtedy czulas,ja moglabym sie tylko podpisac imieniem i nazwiskiem,a nawet własną krwią.
Mój były odstawiał szopki non stop.A ja,jak ten ślepy i gluchy koń,z klapkami na oczach i uszach,udawałam,że przecież problemu nie ma!!!No bo przeciez on nie moglby mi tego zrobic!!!!Wszyscy tylko nie on!Mieszkamy razem,pomagam mu,piore,gotuje,sypiamy ze sobą,znamy sie od zawsze,jesteśmy przyjaciółmi!!!
Znajomi powtarzali,otwórz oczy Anna!!!Ale Anna widziala tylko M.Cokolwiek by sie nie dzialo,istniał tylko on.I niewazne,że rzekomo jest u mamy od 2 tyg.a mama nie widziala go od miesiaca.Niewazne bylo ze w tym czasie widywano go codziennie w klubie(miałam szpiegów).Przecież by mnie nie okłamał!!!Nieważne,że jego tel odbiera jakas laska w srodku nocy,to przecież jego szwagierka(nie ma szwagierki)!
Tych przykładów mogłabym napisać całe mnóstwo,ale aż mi wstyd przyznawać sie do tego jaka bylam kretynka.Chociaz moze nie o kretynizm tu chodzi,a moze bardziej o ta wlasnie chorobe jaka jest uzaleznienie.
Kolejna sprawa.Ta tajemnicza sila ktora przyciaga do nas samych nienormalych facetów.Skąd ja to znam.Ide na party np z 3kolezankami.Akurat chcemy sie zabawic.1sza wyrywa studenta,druga-mechanika samochodowego,3cia jakiegos biznesmena,a ja zawsze:bandyta,rozwodnik(z bageżem doświadczeń i problemów),żonaty,psychiczny lub wszystko razem...Ew.ja zostaje"wyrwana".Takie mam zezowate szczescie.I zeby nie bylo chodze w rozne miejsca i w rozne srodowiska.I tak jak pisałaś,to moze nie szczescie,ale podswiadomosc sama wybiera to co lubimy.W naszym przypadku emocje decyduja,szukamy adrenaliny.Zdarzylo mi sie miec 2och"normalnych"facetow i umieralam z nudow po tygodniu zwiazku...Coś w tym jest.
Co do telefonów lasek.Byłam po każdej ze stron.
Za pierwszym razem bylo tak.Spotkalam moja pierwsza milosc.Pierwszy raz od 3 lat,od naszego zerwania.Jakos tak z grzecznosci wziął mój nr i jakos tak pewnie z grzecznosci zapytal co u mnie.Kilka,naprawde banalnych smsów.I nagle telefon od jakiejs histeryczki,ze jestem Qrwą,zabawką i rozbijam rodzine.Wysluchalam do konca,w takim bylam szoku ze nie wiedzialam w pierwszej chwili o co w ogole chodzi.Na koniec monologu,powiedzialam pańci tylko tyle:"Nie mam nic wspolnego z twoim mezem procz kilku wspomnien.daj swojemu mężowi to na co zasługuje,to nie bedzie szukał tego gdzie indziej,bo kolejna laska moze nie byc tak miła jak ja"W sluchawce glucha cisza,co uznalam za koniec rozmowy.Wiecej Piotrus sie nie odezwal.Czego bardzo żałowałam,ale gdy dowiedzialam sie jak jego zona sie zmienila,najzwyczajniej w swiecie sie ucieszylam.
Raz znalazlam sie po drugiej stronie,tzn tej zdradzanej desperatki.Szmacicho wypisywalo do M i wydzwanialo non stop.Udawalam ze nic nie wiem.Moj M oczywiscie nie poczuwal sie do niczego,przeciez nawet nie przyznawal sie dalszym znajomym ze kogos ma.Miarka sie przebrala kiedy,naprawde przypadkiem znalazlam JEJ esa w jego tel.Nic mu nie mowiac,napisalam Qrwie piękną wiązankę,w ogole nie przejmujac sie tym jak sie ponizam.W odpowiedzi Qrwa napisala,ze nilkogo sie nie boi bo przeciez on jest sam i nie mam jej straszyc bo ona mnie znajdzie.
Kochani.Nie ma bardziej czerwonej płachty na anne niż stwierdzenie,że czegoś nie potrafi
zadzwonilam wiec do niej i opanowanym głosem mowie(wtedy naprawde wylaczylam jakos wkurw):słuchaj szmato,jeszcze jeden twoj sms do niego,jeden sygnal na jego nr i zajde do tej knajpki w ktorej pracujesz,wytargam cie za te tlenione kudły zza tego baru i powycieram tobą cały X (tu nazwa miejscowości).Panienka przytaknela i byl spkoj
Za kazdym razem jak mnie teraz widzi,schodzi mi z pola widzenia i spina wlosy w kucyk,pewnie w obawie przed wycieraniem calego X
Może nie jest to zachowanie godne pochwaly,ale na swoj spsob wygralam
Twoja pierwsza historia poprostu wyrwala mnie z butow.Moj osobisty dramat (ktory ma soj watek )byl niczym w porownaniu z twoim pieklem na ziemi.Nasze historie sa niemalze identyczne,z tym ze moj byly byl hetero.Pod tym wszystkim co przechodzilas i jak sie wtedy czulas,ja moglabym sie tylko podpisac imieniem i nazwiskiem,a nawet własną krwią.
Mój były odstawiał szopki non stop.A ja,jak ten ślepy i gluchy koń,z klapkami na oczach i uszach,udawałam,że przecież problemu nie ma!!!No bo przeciez on nie moglby mi tego zrobic!!!!Wszyscy tylko nie on!Mieszkamy razem,pomagam mu,piore,gotuje,sypiamy ze sobą,znamy sie od zawsze,jesteśmy przyjaciółmi!!!
Znajomi powtarzali,otwórz oczy Anna!!!Ale Anna widziala tylko M.Cokolwiek by sie nie dzialo,istniał tylko on.I niewazne,że rzekomo jest u mamy od 2 tyg.a mama nie widziala go od miesiaca.Niewazne bylo ze w tym czasie widywano go codziennie w klubie(miałam szpiegów).Przecież by mnie nie okłamał!!!Nieważne,że jego tel odbiera jakas laska w srodku nocy,to przecież jego szwagierka(nie ma szwagierki)!
Tych przykładów mogłabym napisać całe mnóstwo,ale aż mi wstyd przyznawać sie do tego jaka bylam kretynka.Chociaz moze nie o kretynizm tu chodzi,a moze bardziej o ta wlasnie chorobe jaka jest uzaleznienie.
Kolejna sprawa.Ta tajemnicza sila ktora przyciaga do nas samych nienormalych facetów.Skąd ja to znam.Ide na party np z 3kolezankami.Akurat chcemy sie zabawic.1sza wyrywa studenta,druga-mechanika samochodowego,3cia jakiegos biznesmena,a ja zawsze:bandyta,rozwodnik(z bageżem doświadczeń i problemów),żonaty,psychiczny lub wszystko razem...Ew.ja zostaje"wyrwana".Takie mam zezowate szczescie.I zeby nie bylo chodze w rozne miejsca i w rozne srodowiska.I tak jak pisałaś,to moze nie szczescie,ale podswiadomosc sama wybiera to co lubimy.W naszym przypadku emocje decyduja,szukamy adrenaliny.Zdarzylo mi sie miec 2och"normalnych"facetow i umieralam z nudow po tygodniu zwiazku...Coś w tym jest.
Co do telefonów lasek.Byłam po każdej ze stron.
Za pierwszym razem bylo tak.Spotkalam moja pierwsza milosc.Pierwszy raz od 3 lat,od naszego zerwania.Jakos tak z grzecznosci wziął mój nr i jakos tak pewnie z grzecznosci zapytal co u mnie.Kilka,naprawde banalnych smsów.I nagle telefon od jakiejs histeryczki,ze jestem Qrwą,zabawką i rozbijam rodzine.Wysluchalam do konca,w takim bylam szoku ze nie wiedzialam w pierwszej chwili o co w ogole chodzi.Na koniec monologu,powiedzialam pańci tylko tyle:"Nie mam nic wspolnego z twoim mezem procz kilku wspomnien.daj swojemu mężowi to na co zasługuje,to nie bedzie szukał tego gdzie indziej,bo kolejna laska moze nie byc tak miła jak ja"W sluchawce glucha cisza,co uznalam za koniec rozmowy.Wiecej Piotrus sie nie odezwal.Czego bardzo żałowałam,ale gdy dowiedzialam sie jak jego zona sie zmienila,najzwyczajniej w swiecie sie ucieszylam.
Raz znalazlam sie po drugiej stronie,tzn tej zdradzanej desperatki.Szmacicho wypisywalo do M i wydzwanialo non stop.Udawalam ze nic nie wiem.Moj M oczywiscie nie poczuwal sie do niczego,przeciez nawet nie przyznawal sie dalszym znajomym ze kogos ma.Miarka sie przebrala kiedy,naprawde przypadkiem znalazlam JEJ esa w jego tel.Nic mu nie mowiac,napisalam Qrwie piękną wiązankę,w ogole nie przejmujac sie tym jak sie ponizam.W odpowiedzi Qrwa napisala,ze nilkogo sie nie boi bo przeciez on jest sam i nie mam jej straszyc bo ona mnie znajdzie.
Kochani.Nie ma bardziej czerwonej płachty na anne niż stwierdzenie,że czegoś nie potrafi
zadzwonilam wiec do niej i opanowanym głosem mowie(wtedy naprawde wylaczylam jakos wkurw):słuchaj szmato,jeszcze jeden twoj sms do niego,jeden sygnal na jego nr i zajde do tej knajpki w ktorej pracujesz,wytargam cie za te tlenione kudły zza tego baru i powycieram tobą cały X (tu nazwa miejscowości).Panienka przytaknela i byl spkoj
Za kazdym razem jak mnie teraz widzi,schodzi mi z pola widzenia i spina wlosy w kucyk,pewnie w obawie przed wycieraniem calego X
Może nie jest to zachowanie godne pochwaly,ale na swoj spsob wygralam
Go??- Gość
Re: Na nowej drodze...
Hejka
Dzięki, że odpisaliście
Masz rację Fors, jestem już inna. Spedalonego gówniarza mam tam, gdzie jego miejsce, czyli głęboko w... Jako taki kontakt mamy - nie wywaliłam go z facebooka, jak ten drugi mnie, jak mam ochotę to nawet odbieram od niego telefony (chyba tylko po to, żeby mieć satysfakcje i powiedzieć: dobra, kończę bo mnie nie interesuje co Ty mówisz/nie słyszę/ jestem zajęta )Mała rzecz a cieszy bo kiedyś wysłuchiwałam go jak świnia grzmotu). Wczoraj jego obecny chłopak, którego znam i lubię opowiedział mi, że już nie wytrzymuje nerwowo bo ciągle na tapecie jest jakiś nowy kolega, o którym mój były nawija w kółko. A dopiero co błagał go o przebaczenie gdy ten nowy znalazł jego profil na portalu gejowskim i odkrył, że umawiał się na spotkania... Przyznam, że mam satysfakcję z faktu, że jednak wcale się nie zmienił, że pozostał kanalią do kwadratu i parszywym hipokrytą, bo teraz wypisuje na fb jaki to on nieszczęśliwy, jaki fałszywie pomawiany i tłamszony w tym związku... Kurde, na jedno to dobrze, że on dosłownie ukrywał się ze związkiem ze mną, bo jak by o mnie tak publicznie wypisywał to bym chyba piany dostała... I tak się denerwuję nie wiem czemu jak widzę jak on tego nowego traktuje.
Zresztą czuję, że chyba gdybym go zobaczyła to też bym się mimowolnie zdenerwowała. Nie wiem czemu.
A co do tego drugiego to już też mi przeszło Nawet specjalnie nie mam do niego złości, cóż, jemu potrzeba było czego innego, ja bym mu tego nigdy nie zapewniła co ta zapewne. Poza tym masz rację Fors, przydała się taka zapchajdziura bo faktycznie przez tego to tamten wywietrzał mi z głowy jeszcze szybciej. I chwała mu za to! Ale na dłużej to to się nie bardzo do niczego nadawało. No, chyba, że to ja bym do niego jeździła, dawała sie pukać nawet bez gumek gdzie popadnie, może nawet czasem postawiła piwo i broń boziu nie zdenerwowała go bo też miał chimery, że potrafił się rozłączyć z byle powodu a ja się zastanawiałam o co mu chodzi i co ja takiego powiedziałam...
Ta laska co mnie straszyła jest beznadziejna bez dwóch zdań a podobno matka i starsza ode mnie... Ale też pamiętam Anna, że kiedyś byłam po tej stronie i pisałam do jakiejś, że jak jej wrażeń potrzeba to mogę ja dupskiem po rozbitych szkłach przeciągnąć (jaka inwencja )) I właśnie o tym samym pomyślałam Fors, że to są groźby więc cały czas mam je w telefonie.
Chciałabym jeszcze kiedyś iść do tego klubu ale nie jestem pewna czy ta parka czegoś nie wymyśli, laska jest nawiedzona wiec na pewno nie pójdę tam sama. Ale też muszę pokazać bo jeszcze pomyśli, że się jej boję...
Wiem, że faceta to ja w tym klubie nie poznam. Ale poznaję fajnych kolegów i dobrze sie tam bawię (a w każdym razie tak było do tej pory...) Nie wiem, czy umiałabym być tak wyluzowana przy heterykach. Może tu do głosu dochodzi brak pewności siebie, nie wiem.
Ale ostatnio też właśnie poczułam, że chciałabym zobaczyć jak jest gdzie indziej i w ogóle spróbować czegoś jeszcze innego niż tylko balety. Do tej pory balowałam co tydzień, nieźle tankowałam i w tygodniu a to z koleżankami, a to z kimś tam, sama też potrafię Teraz myślę o jakimś wyjeździe, czymś tam, bla bla… I studia muszę dokończyć :P
Ale właśnie chciałabym poznać też faceta bo to dłużej w takim poście to nie da rady, za jakie grzechy
Ale ogólnie to powiem Wam, że wreszcie żyję swoim życiem, swoimi problemami, baletami, radością, wszystkim… Co moje, nie jego
I wiesz Anna, jak czytam swój wątek to mnie też wywala z butów. Czasem jak sobie przypomnę jaki potrafił być bezduszny i podły to ryczeć mi się chce. I zastanawiam się, jak mogłam wierzyć, że mnie kocha kiedy jakby śmiał mi się prosto w twarz.
A teraz też wiem, że wygrałam
I spokojnie mogę sobie podśpiewać „What doesn’t kill me make me strooonger…!”
Hi hi
Dzięki, że odpisaliście
Masz rację Fors, jestem już inna. Spedalonego gówniarza mam tam, gdzie jego miejsce, czyli głęboko w... Jako taki kontakt mamy - nie wywaliłam go z facebooka, jak ten drugi mnie, jak mam ochotę to nawet odbieram od niego telefony (chyba tylko po to, żeby mieć satysfakcje i powiedzieć: dobra, kończę bo mnie nie interesuje co Ty mówisz/nie słyszę/ jestem zajęta )Mała rzecz a cieszy bo kiedyś wysłuchiwałam go jak świnia grzmotu). Wczoraj jego obecny chłopak, którego znam i lubię opowiedział mi, że już nie wytrzymuje nerwowo bo ciągle na tapecie jest jakiś nowy kolega, o którym mój były nawija w kółko. A dopiero co błagał go o przebaczenie gdy ten nowy znalazł jego profil na portalu gejowskim i odkrył, że umawiał się na spotkania... Przyznam, że mam satysfakcję z faktu, że jednak wcale się nie zmienił, że pozostał kanalią do kwadratu i parszywym hipokrytą, bo teraz wypisuje na fb jaki to on nieszczęśliwy, jaki fałszywie pomawiany i tłamszony w tym związku... Kurde, na jedno to dobrze, że on dosłownie ukrywał się ze związkiem ze mną, bo jak by o mnie tak publicznie wypisywał to bym chyba piany dostała... I tak się denerwuję nie wiem czemu jak widzę jak on tego nowego traktuje.
Zresztą czuję, że chyba gdybym go zobaczyła to też bym się mimowolnie zdenerwowała. Nie wiem czemu.
A co do tego drugiego to już też mi przeszło Nawet specjalnie nie mam do niego złości, cóż, jemu potrzeba było czego innego, ja bym mu tego nigdy nie zapewniła co ta zapewne. Poza tym masz rację Fors, przydała się taka zapchajdziura bo faktycznie przez tego to tamten wywietrzał mi z głowy jeszcze szybciej. I chwała mu za to! Ale na dłużej to to się nie bardzo do niczego nadawało. No, chyba, że to ja bym do niego jeździła, dawała sie pukać nawet bez gumek gdzie popadnie, może nawet czasem postawiła piwo i broń boziu nie zdenerwowała go bo też miał chimery, że potrafił się rozłączyć z byle powodu a ja się zastanawiałam o co mu chodzi i co ja takiego powiedziałam...
Ta laska co mnie straszyła jest beznadziejna bez dwóch zdań a podobno matka i starsza ode mnie... Ale też pamiętam Anna, że kiedyś byłam po tej stronie i pisałam do jakiejś, że jak jej wrażeń potrzeba to mogę ja dupskiem po rozbitych szkłach przeciągnąć (jaka inwencja )) I właśnie o tym samym pomyślałam Fors, że to są groźby więc cały czas mam je w telefonie.
Chciałabym jeszcze kiedyś iść do tego klubu ale nie jestem pewna czy ta parka czegoś nie wymyśli, laska jest nawiedzona wiec na pewno nie pójdę tam sama. Ale też muszę pokazać bo jeszcze pomyśli, że się jej boję...
Wiem, że faceta to ja w tym klubie nie poznam. Ale poznaję fajnych kolegów i dobrze sie tam bawię (a w każdym razie tak było do tej pory...) Nie wiem, czy umiałabym być tak wyluzowana przy heterykach. Może tu do głosu dochodzi brak pewności siebie, nie wiem.
Ale ostatnio też właśnie poczułam, że chciałabym zobaczyć jak jest gdzie indziej i w ogóle spróbować czegoś jeszcze innego niż tylko balety. Do tej pory balowałam co tydzień, nieźle tankowałam i w tygodniu a to z koleżankami, a to z kimś tam, sama też potrafię Teraz myślę o jakimś wyjeździe, czymś tam, bla bla… I studia muszę dokończyć :P
Ale właśnie chciałabym poznać też faceta bo to dłużej w takim poście to nie da rady, za jakie grzechy
Ale ogólnie to powiem Wam, że wreszcie żyję swoim życiem, swoimi problemami, baletami, radością, wszystkim… Co moje, nie jego
I wiesz Anna, jak czytam swój wątek to mnie też wywala z butów. Czasem jak sobie przypomnę jaki potrafił być bezduszny i podły to ryczeć mi się chce. I zastanawiam się, jak mogłam wierzyć, że mnie kocha kiedy jakby śmiał mi się prosto w twarz.
A teraz też wiem, że wygrałam
I spokojnie mogę sobie podśpiewać „What doesn’t kill me make me strooonger…!”
Hi hi
feniks- Liczba postów : 25
Join date : 05/01/2012
Re: Na nowej drodze...
i po co to to pisze do mnie i pyta czy jestem w domu i żebym wyszła? Mój były znaczy, homo niewiadomo...I że jest u mnie pod blokiem, ja wyglądam patrzę, a on ze swoim obecnym (którego, przypomnę, znam i lubię) I produkuje mi się to to pod balkonem, opowiada jak to się pobił z kimś tam jakby mnie to interere. No to ja z uśmiechem "ojoj, nie posraj się" . A oni żebym wyszła. A ja że nie mam czasu. A oni że no to potem przyjdą.
Mam odruch wymiotny jak na nich patrzę.
Na byłego bo jak pomyślę, że go ten drugi posuwa...
A na jego obecnego jak sobie przypomnę, że dopiero mi płakał jak to go ten robi w bambo i traktuje źle (zupełnie tak jak mnie wcześniej) a teraz się z nim prowadza, drepcze za nim jak piesek - identycznie jak ja kiedyś!
Żal. pl
I zastanawiam się tylko jak się zachować, żeby nie dać po sobie poznać, że mnie cokolwiek ruszyło... Jeszcze tego brakowało żebym się prowadzała jak gdyby nigdy nic po swoim mieście ze swoim byłym i jego kochasiem!
Po tym wszystkim co mi zrobił...
Mam odruch wymiotny jak na nich patrzę.
Na byłego bo jak pomyślę, że go ten drugi posuwa...
A na jego obecnego jak sobie przypomnę, że dopiero mi płakał jak to go ten robi w bambo i traktuje źle (zupełnie tak jak mnie wcześniej) a teraz się z nim prowadza, drepcze za nim jak piesek - identycznie jak ja kiedyś!
Żal. pl
I zastanawiam się tylko jak się zachować, żeby nie dać po sobie poznać, że mnie cokolwiek ruszyło... Jeszcze tego brakowało żebym się prowadzała jak gdyby nigdy nic po swoim mieście ze swoim byłym i jego kochasiem!
Po tym wszystkim co mi zrobił...
feniks- Liczba postów : 25
Join date : 05/01/2012
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach