Ucze się cieszyć z tego co mam.
2 posters
Strona 2 z 3
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Re: Ucze się cieszyć z tego co mam.
On planuje czas tak jakby byl kawalerem-nic nie konsultuje ze mna-nic.one-reset-ana napisał:A skąd takie wnioski?, mozesz napisac co się stało?
Go??- Gość
Re: Ucze się cieszyć z tego co mam.
Hmmm , wiem , że takie rady o kant dupy potłuc zazwyczaj, ale kochana może spróbuj naprawde otwarcie z nim pogadac, nie dziś, nie jutro, wtedy kiedy bedziesz na to gotowa, ale jednak....
Jesli wasza relacja nie bedzie opierała sie choc w najmniejszym stopniu na prawdzie i otwartości, to nic z tego nie bedzie , bo tak sie nie da , zawsze bedziecie życ obok siebie, a nie ze sobą....
Jesli wasza relacja nie bedzie opierała sie choc w najmniejszym stopniu na prawdzie i otwartości, to nic z tego nie bedzie , bo tak sie nie da , zawsze bedziecie życ obok siebie, a nie ze sobą....
Go??- Gość
Re: Ucze się cieszyć z tego co mam.
np jezdzi z towarem po pracy w ramach nadgodzin do takiego malzenstwa,ktorzy maja sklep i oni mu tam robia kawe-skolegowali sie.Nawet w soboty czy w niedziele pisza do niego aby przyjechal na kawe,albo zeby jechal z nimi na gielde.Oni mnie wogole nie uwzgledniaja ze ja tez jestem w soboty czy niedziele.Sobota czy niedziele powinn abyc wylacznym czasem dla rodziny.Ta zona pierdnie-przyjedz na kawe i moj maz zaraz tam jedzie...wkurwia mnie to. .To nie jest bynajmniej zazdrosc ale to jest to co chcialabym i szukam-wiezi.
Go??- Gość
Re: Ucze się cieszyć z tego co mam.
A co on na to , kiedy mówisz, że czujesz się odrzucana i nie uwzględniana w jego planach? jak on reaguje?
Go??- Gość
Re: Ucze się cieszyć z tego co mam.
zaraz ci powiem jak reaguje-tak:ty masz jakies napady zazdrosci,ze on zawsze jezdzi do nich na kawe i ze to sa jedyni jego znajomi do ktorych jezdzi.one-reset-ana napisał:A co on na to , kiedy mówisz, że czujesz się odrzucana i nie uwzględniana w jego planach? jak on reaguje?
---------------------------------------------------------
W dupie mam tych jego znajomych-do czego mi sa oni potrzebni????? jak mialam biede to gdzie oni byli-jak nie mialam kasy i potrzebne mi byla pomoc???gdzie?Ja ludzi mam dosyc po tym jak przeszlam ostatnio biede.Ja wiem ze ludzi nie powinno sie klasyfikowac na tych ktorzy pomagaja i na tych ktorzy nie pomagaja w biedzie ale mnie tak przycislo ostatnio ze ludzi szczerych i prawdziwych tylko po tym poznaje.Nie chodzi mi tu o pomoc tylko finansowa ale tez psychiczną.
Go??- Gość
Re: Ucze się cieszyć z tego co mam.
Moj mąż wlasnie przyszedl i przyniosl mi ciastko.Takie ciastko jadl tez u tych znajomych ze sklepu.Przyslali mi tez takie ciastko mężem.kurde..........
Go??- Gość
Re: Ucze się cieszyć z tego co mam.
mam dzisiaj dobry humor-a poprawilam go sobie zmianą mebli.co prawda napracowalismy sie z mezem przy sprzataniu i tu sie zblizylismy do siebie-zartowalismy,smialismy sie przy sprzataniu i oboje jestesmy zadowoleni z nowego image pokoju
Go??- Gość
Re: Ucze się cieszyć z tego co mam.
Dzisiaj zamowilam ksiazke przez internet dla meza o kobietach -co lubia itp ja jak narazie nie umiem z mezem o tym gadac.Jak dostanie ksiazke do reki to zaczne temat.Nie wiem co z tego wyjdzie ale sprobuje powalczyc o moje malzenstwo zeby w nim nie wegetowac.Bede Wam pisac o wszystkim
Go??- Gość
Re: Ucze się cieszyć z tego co mam.
Najgorsze jest to ze ta kula u nogi ciagle i ciagle sciaga mnie do tylu-musze zaczac cos dzialc zeby o tym nie myslec.
Go??- Gość
Re: Ucze się cieszyć z tego co mam.
Oj... Kora
Przepraszam, dopiero odkrylem Twoj inny watek
Z ksiazka dobry pomysl Bardzo dobry
No i doczytalem dopiero teraz o meblach... Wiesz to moze byc wlasnie sposob dla Was - porobcie cos razem.. Nie mowie zeby co tydzien meble skladac, ale wlasnie jakas wspolna aktywnosc powinna Was zblizyc... Wtedy wszystko powinno potoczyc sie tak bardziej naturalnie.. Podejrzewam ze sama tez spojrzalas na niego z innej strony jak sie razem posmialiscie i pozartowaliscie...
Jesli macie jakis dzien w tygodniu ktory mozecie spedzic razem, darujcie sobie TV... Pograjcie chocby w chinczyka Moze jakis wypad na basen, albo na silownie, chocby na solarium - wiem ze to bardzo odpreza... Nie wiem jakie macie mozliwosc finansowe i wogole czy jest cos takiego w okolicy, ale dobrze jest wyrwac sie wspolnie gdzies... I zrobic cos... Wiesz - jak bedziecie mieli 60 lat na karku to wtedy trudniej bedzie zrobic jakas wspolna akcje.. Najwazniejsze jest to ze potraficie sie jeszcze smiac razem i cieszyc drobnostkami - to znaczy ze mozecie i byc tacy weseli i szczesliwi na codzien
Przepraszam, dopiero odkrylem Twoj inny watek
Z ksiazka dobry pomysl Bardzo dobry
No i doczytalem dopiero teraz o meblach... Wiesz to moze byc wlasnie sposob dla Was - porobcie cos razem.. Nie mowie zeby co tydzien meble skladac, ale wlasnie jakas wspolna aktywnosc powinna Was zblizyc... Wtedy wszystko powinno potoczyc sie tak bardziej naturalnie.. Podejrzewam ze sama tez spojrzalas na niego z innej strony jak sie razem posmialiscie i pozartowaliscie...
Jesli macie jakis dzien w tygodniu ktory mozecie spedzic razem, darujcie sobie TV... Pograjcie chocby w chinczyka Moze jakis wypad na basen, albo na silownie, chocby na solarium - wiem ze to bardzo odpreza... Nie wiem jakie macie mozliwosc finansowe i wogole czy jest cos takiego w okolicy, ale dobrze jest wyrwac sie wspolnie gdzies... I zrobic cos... Wiesz - jak bedziecie mieli 60 lat na karku to wtedy trudniej bedzie zrobic jakas wspolna akcje.. Najwazniejsze jest to ze potraficie sie jeszcze smiac razem i cieszyc drobnostkami - to znaczy ze mozecie i byc tacy weseli i szczesliwi na codzien
Go??- Gość
Re: Ucze się cieszyć z tego co mam.
Wiesz Umnei,
Ja chce to wszystko robic bardzo stopniowo-nie chce tez robic z męza łatki na zlamane serce-on na to nie zasluguje.Ja go zranilam zdrada-zdaje sobie z tego teraz sprawe ale tez zranilam siebie.Musze sie z tym wszystkim teraz uporac.Dopiero to dochodzi teraz do mnie ze ja zranilam czlowieka-twoj ostatni wpis mi to jeszcze bardziej uswiadomil jak pisalas o tym znajomym ktory cierpi z powodu swojej niewiernej zony.
Ja chce to wszystko robic bardzo stopniowo-nie chce tez robic z męza łatki na zlamane serce-on na to nie zasluguje.Ja go zranilam zdrada-zdaje sobie z tego teraz sprawe ale tez zranilam siebie.Musze sie z tym wszystkim teraz uporac.Dopiero to dochodzi teraz do mnie ze ja zranilam czlowieka-twoj ostatni wpis mi to jeszcze bardziej uswiadomil jak pisalas o tym znajomym ktory cierpi z powodu swojej niewiernej zony.
Go??- Gość
Re: Ucze się cieszyć z tego co mam.
Byle tylko nie naczytal sie i nie zaczal innych podrywac
Mi tez wlasnie taka ksiazka otworzyla oczy... Potem byly jeszcze kursy mejlowe itd... Mialem tez dobra koleznake, na ktrora mowilem moja profesorka od zwiazkow.. Powiedziala mi wiele rzeczy jak to wyglada z punktu widzenia kobiety.. Czesto bylem w wielkim szoku...
Mi tez wlasnie taka ksiazka otworzyla oczy... Potem byly jeszcze kursy mejlowe itd... Mialem tez dobra koleznake, na ktrora mowilem moja profesorka od zwiazkow.. Powiedziala mi wiele rzeczy jak to wyglada z punktu widzenia kobiety.. Czesto bylem w wielkim szoku...
Go??- Gość
Re: Ucze się cieszyć z tego co mam.
kora... a jak wyglądają wasze rozmowy z mężem na temat wszego małżeństwa? ksiązka -czemu nie?, ale jak masz zamiar mu ją podsunąć? zostawić w toalecie? przypadkiem? ( hmmm bo ja czytam w toalecie)... jakt o wogóle na ten czas wygląda? jak pan mąż sie zachowuje?
A swoją droga dobrze, że nie siedzisz z założonymi rękami i nie czekasz na cud, bardzo mądrze...
A swoją droga dobrze, że nie siedzisz z założonymi rękami i nie czekasz na cud, bardzo mądrze...
Go??- Gość
Re: Ucze się cieszyć z tego co mam.
"Byle tylko nie naczytal sie i nie zaczal innych podrywac "(Fors)
Innych czy inne?
No dobra -koniec zartow-powiem Ci ze moj maz to taki maly pedancik-w szafie ma duzo koszul i zmienia je codziennie :Dw domu ubiera sie elegancko(wyprasowana koszula...)Ja przy nim to taka biedna myszka z resztkami depresji.Dopiero teraz zaczynam jakos myslec o sobie-jutro np fryzjer,pojutrze np zakup jakies ladnej bialej bluzeczki dla siebie i tal powoli powoli wyjde z depresji.
Innych czy inne?
No dobra -koniec zartow-powiem Ci ze moj maz to taki maly pedancik-w szafie ma duzo koszul i zmienia je codziennie :Dw domu ubiera sie elegancko(wyprasowana koszula...)Ja przy nim to taka biedna myszka z resztkami depresji.Dopiero teraz zaczynam jakos myslec o sobie-jutro np fryzjer,pojutrze np zakup jakies ladnej bialej bluzeczki dla siebie i tal powoli powoli wyjde z depresji.
Go??- Gość
Re: Ucze się cieszyć z tego co mam.
Reset,one-reset-ana napisał:kora... a jak wyglądają wasze rozmowy z mężem na temat wszego małżeństwa? ksiązka -czemu nie?, ale jak masz zamiar mu ją podsunąć? zostawić w toalecie? przypadkiem? ( hmmm bo ja czytam w toalecie)... jakt o wogóle na ten czas wygląda? jak pan mąż sie zachowuje?
A swoją droga dobrze, że nie siedzisz z założonymi rękami i nie czekasz na cud, bardzo mądrze...
Sek w tym ze my malo ze soba przebywamy-nas dzieli praca-ja wychodze do pracy jak go nie ma a on przychodzi z pracy wtedy kiedy ja nie jestem w domu.Zalezy tez na jaka zmiane pracuje.Ja pracuje nawet w niedziele-nasze relacje przypominaja bardziej brata i siostre w przyjacielskim zwiazku niz malzenstwo-tak mysle.Moge tez na niego liczyc jak mam klopot.On jest zadowolony ze spokoju jaki ma przy mnie(no oprocz tej nieszczesnej mojej zdrady )
Ksiazke poloze do ubikacji-on tam czyta jak ..... :Da wierz mi Reset ze dlugo tam siedzi bo on nie idzie srac jak mu sie zachce tylko siada na kibel i czeka az mu sie zachce i czyta sobie gazety o samochodach.
Go??- Gość
Re: Ucze się cieszyć z tego co mam.
I coz moge powiedziec... Kolejny dobry pomysl
Widze ze jak zaczynasz myslec, to coraz to lepsze pomysly wpadaja Ci do glowy
Z kasiazka to tez dobre rozwiazanie. Na pewno sie wkreci - to taki harlekin dla facetow A jak sie zapyta skad to, to tylko mrugnij mu okiem
Widze ze jak zaczynasz myslec, to coraz to lepsze pomysly wpadaja Ci do glowy
Z kasiazka to tez dobre rozwiazanie. Na pewno sie wkreci - to taki harlekin dla facetow A jak sie zapyta skad to, to tylko mrugnij mu okiem
Go??- Gość
Re: Ucze się cieszyć z tego co mam.
a ja wlasnie wrocilam od fryzjera-lepiej sie czuje jak spogladam teraz w lustro.Musze jeszcze zadbac o moj ubior.Mam pelno ciuchow w szafie a ja chodze ciagle w tym samym....Mam dla Was dobra wiadomosc-moja corka przed wyjsciem dzisiaj do szkoly powiedziala mi ze czesciej sie ostatnio usmiecham i mam lepszy humor-to dzieki Wam Przyjaciele
Go??- Gość
Re: Ucze się cieszyć z tego co mam.
i tak trzymać, a swoją drogą zajebiście usłyszeć taki tekst od kogos bliskiego ....
Go??- Gość
Re: Ucze się cieszyć z tego co mam.
W domu poprawnie.Ksiazka juz przyszla poczta a ja ja trzymam w polce w ukryciu i zastanawiam sie -czy to ma sens?????zmieniac kogos w kogos zupelnie innego,moj mąż lubi byc taki jaki jest-cichy i poprawny a ja pewnie bede musiala sie juz z tym nauczyc zyc....a moze ja mialam spotkac na swojej drodze wlasnie takiego czlowieka-tak mi jest chyba pisane i to ja pewnie bede musiala sie zmienic....
Go??- Gość
Re: Ucze się cieszyć z tego co mam.
Moze nie podchodz do tego jak do jakiejs diametralnej zmiany drugiego czlowieka... Tylko jako do ulepszenia waszej relacji... Urozmaicenia troche zycia.. Powiedz mu po prostu ze chcesz sie znowu z nim smiac i bawic... I jesli nie jest na to za pozno to chetnie bys jeszcze poflirtowala, ale chcesz to robic z nim, bo Ci z nim dobrze...
Przeciez nie musi zaraz zmieniac wszystkich swoich zachowan na odwrotne, ale jesli czasem wykombinuje cos fajnego dla was dwojga, to przeciez sam sie przy tym bedzie dobrze bawil... A jesli przy okazji wzrosnie Twoje pozadanie i przywiazanie do niego, to bedzie to chyba najlepsza nagroda
Przeciez nie musi zaraz zmieniac wszystkich swoich zachowan na odwrotne, ale jesli czasem wykombinuje cos fajnego dla was dwojga, to przeciez sam sie przy tym bedzie dobrze bawil... A jesli przy okazji wzrosnie Twoje pozadanie i przywiazanie do niego, to bedzie to chyba najlepsza nagroda
Go??- Gość
Re: Ucze się cieszyć z tego co mam.
Fors,
najgorzej to chyba bedzie wrocic do seksu-matko 2,5 roku przerwy-wogole jak narazie mnie nie ciagnie do tego.Jutro chce wyjsc na dyskoteke ze znajomymi,Maz troche sie buntuje bo nie lubi imprez-a ja lubie jak jest okazja.Napije sie winka i moze bede tak jak ta kura od Lary-3 okrązenia i ODLOT-bede łatwiejsza
Tak sobie mysle ze to jest chyba jedyny sposob na powrot do seksu z mezem-kilka lampeczek i.....ja juz zapomnialam jak to jest z mezem
najgorzej to chyba bedzie wrocic do seksu-matko 2,5 roku przerwy-wogole jak narazie mnie nie ciagnie do tego.Jutro chce wyjsc na dyskoteke ze znajomymi,Maz troche sie buntuje bo nie lubi imprez-a ja lubie jak jest okazja.Napije sie winka i moze bede tak jak ta kura od Lary-3 okrązenia i ODLOT-bede łatwiejsza
Tak sobie mysle ze to jest chyba jedyny sposob na powrot do seksu z mezem-kilka lampeczek i.....ja juz zapomnialam jak to jest z mezem
Go??- Gość
Re: Ucze się cieszyć z tego co mam.
Fors,
na dyskotece bede miala taki temperamencik po winku:https://www.youtube.com/watch?v=Z_iioP5x6CA&feature=related
na dyskotece bede miala taki temperamencik po winku:https://www.youtube.com/watch?v=Z_iioP5x6CA&feature=related
Go??- Gość
Re: Ucze się cieszyć z tego co mam.
Chcialabym tu wywalic moją historie-od poczatku jak poznalam meza,jak doszlo do slubu i co potem dalej sie potoczylo-uwazam ze wlasnie przez ta przeszlosc nie moge ruszyc do przodu z moim malzenstwem i probuje uciekac od malzenstwa.
Meza poznalam jak mialam 21 lat-poznalsmy sie w pracy-bylismy kelnerami w domu wczasowym.Mieszkalam wtedy sama z matka.Moja matka byla dobra kobieta tylko zniszczyl ja alkohol.Bardzo kochalam moją matke-malo sie rozumialysmy ale jak ja urodzilam dziecko to zaczelam ją doceniac i dopiero wtedy znalazlysmy ze soba wspolny język.Duzo mi pomagala i zawsze dobrze doradzala-brakuje mi tego teraz....
W moim mezu przed slubem bylam bardzo zakochana-owszem-podobala mi sie jego skromnosc i byl przez wszystkich lubiany.Podobala mi sie u niego tez jego wrazliwosc i chec pomagania innym.Umial tez sie zachowac w towarzystwie.Jako mlody chlopak byl porzadny ale troche lubial sobie wypic-ja nie widzialam wtedy u niego tego problemu bo mialam rozowe okulary-no wiecie-myslalam ze jak bede z nim po slubie to przestanie pic i takie tam jeszcze bzdury....
Pracowalismy okolo 5 miesiecy ze soba a potem on poszedl do wojska i czekalam poltorej roku na niego.Jak wyszedl z wojska to po 3ech miesiacach zaszlam z nim w ciaze.W tym samym czasie zmarl mi moj jeden brat-ogromnie to przezylam i wtedy jeszcze bardziej zblizylismy sie do siebie z mezem(jeszcze wtedy nie byl moim mezem).
Zrobilismy male i skromne przyjecie bez tancow ze wzgledu na zalobe po moim bracie.Przed slubem mowilam mezowi ze nie zamieszkam u niego-dalam mu to wyraznie do zrozumienia a on mi mowil ze ok,ze bedzie jak ja chce i ze zamieszka u mnie z moja matka,ktora byla wdowa i potrzebowala mojej pomocy.
Slub sie odbyl-bylo nawet fajnie ale na trzeci dzien po slubie czar milosci prysnąl.Otoz dowiedzialam sie od tescia wtedy ze nie da mieszkac swojemu synowi u mnie w domu bo matka lubila sobie wypic-nasluchal sie od kucharki na slubie plotek o mojej rodzinie-ta kucharka nagadala mu zeby zabral nas mieszkac do siebie.
Moj maz nie mial wlasnego zdania przy swoim tacie-on rzadzil i ja tego wczesniej nie zauwazylam-no niestety....cdn
Meza poznalam jak mialam 21 lat-poznalsmy sie w pracy-bylismy kelnerami w domu wczasowym.Mieszkalam wtedy sama z matka.Moja matka byla dobra kobieta tylko zniszczyl ja alkohol.Bardzo kochalam moją matke-malo sie rozumialysmy ale jak ja urodzilam dziecko to zaczelam ją doceniac i dopiero wtedy znalazlysmy ze soba wspolny język.Duzo mi pomagala i zawsze dobrze doradzala-brakuje mi tego teraz....
W moim mezu przed slubem bylam bardzo zakochana-owszem-podobala mi sie jego skromnosc i byl przez wszystkich lubiany.Podobala mi sie u niego tez jego wrazliwosc i chec pomagania innym.Umial tez sie zachowac w towarzystwie.Jako mlody chlopak byl porzadny ale troche lubial sobie wypic-ja nie widzialam wtedy u niego tego problemu bo mialam rozowe okulary-no wiecie-myslalam ze jak bede z nim po slubie to przestanie pic i takie tam jeszcze bzdury....
Pracowalismy okolo 5 miesiecy ze soba a potem on poszedl do wojska i czekalam poltorej roku na niego.Jak wyszedl z wojska to po 3ech miesiacach zaszlam z nim w ciaze.W tym samym czasie zmarl mi moj jeden brat-ogromnie to przezylam i wtedy jeszcze bardziej zblizylismy sie do siebie z mezem(jeszcze wtedy nie byl moim mezem).
Zrobilismy male i skromne przyjecie bez tancow ze wzgledu na zalobe po moim bracie.Przed slubem mowilam mezowi ze nie zamieszkam u niego-dalam mu to wyraznie do zrozumienia a on mi mowil ze ok,ze bedzie jak ja chce i ze zamieszka u mnie z moja matka,ktora byla wdowa i potrzebowala mojej pomocy.
Slub sie odbyl-bylo nawet fajnie ale na trzeci dzien po slubie czar milosci prysnąl.Otoz dowiedzialam sie od tescia wtedy ze nie da mieszkac swojemu synowi u mnie w domu bo matka lubila sobie wypic-nasluchal sie od kucharki na slubie plotek o mojej rodzinie-ta kucharka nagadala mu zeby zabral nas mieszkac do siebie.
Moj maz nie mial wlasnego zdania przy swoim tacie-on rzadzil i ja tego wczesniej nie zauwazylam-no niestety....cdn
Go??- Gość
Re: Ucze się cieszyć z tego co mam.
....moja matka chociaz byla alkoholiczka byla dla mnie dobra-przepisala mi nawet dom mowiac-kora ty tu wrocisz bo nie bedziesz miala dobrego zycia tam u tescia.
Do porodu bylo wtedy 5 miesiecy i mieszkalam jeszcze wtedy z moja matka a tesc przyjezdzal do mnie i mowil ze mam isc do meza mieszkac a jak nie to rozwod-ze zona ma byc przy mezu a nie przy matce.Doslownie tak powiedzial-mialam alternatywe-byc z mezem albo z matka.Pamietam jak wtedy nienawidzilam meza za to ze sluchal swojego taty.Po urodzeniu dziecka poszlam mieszkac do tesciow ale zawsze to wypominalam mezowi,nienawidzilam go za tak bardzo ze mialam ochote gdzies tak po 3ech latach zostawic go za to.Jezdzilam do mojej mamy czesto zima aby jej napalic w piecu bo ona nie umiala rozpalac w piecu-zawsze robil to moj tata a potem ja.Mieszkajac u tesciow jak jechalam odwiedzac moja matke to tesciu ze zegarkiem w reku wyznaczal mi czas o ktorej mam byc juz w domu z powrotem.
Wszystko musialo byc tam pod jego dyktando a maz sie nie sprzeciwial-on pil i mial to wszystko gdzies.
Nie bede opisywac co jeszcze przezywalam w domu tescia ale to tam to bylo pieklo-dyktatura -nawet jak wieszalam pranie na sznurze to tesciowa chodzila za mna i poprawiala klamerki-musialo byc tak jak ona chce.Gdzies tak po pieciu latach zycia tam wypchnelam tescia z pokoju i o malo nie ladowalby po chodach na dupie.Tak sie wkurzylam na niego ze juz nie wytrzymalam.
Moja matka zmarla po 3ech latach mieszkania mojego u tesciow.Pamietam jak wychodzilam od niej z domu to sie ze mna zegnala-nigdy sie tak ze mna nie zegnala jak wtedy-ona juz cyba czula ze umrze.Mowila mi wtedy ze ja bola rece a ja w natloku moich problemow nie pomyslalam ze to moze byc stan przedzawalowy.
Na drugi dzien poinformowal mnie od niej taki przyjaciel ktory ja czasem odwiedzal ze mama nie otwierala mu drzwi,ze byli umowieni jechac gdzies i ze to jest dziwne.
Pojechalam wtedy z nim -rozbilam szybe woknie i weszlam do domu-patrze a moja matka byla niezywa -siedziala sobie na tapczanie i umarla ogladajac wlaczony telewizor a obok nie bylo mnostwo lekarstw nie mial jej kto pomoc,nie mial jej kto zadzwonic po pogotowie-poprostu umarla bez pomocy..... mialam zlosc sama na siebie wtedy ze mnie nie bylo wtedy w domu jak matka potrzebowala pomocy ode mnie.Po dzisiaj sie obwiniam i mojego meza tez za to obwiniam......cdn
Do porodu bylo wtedy 5 miesiecy i mieszkalam jeszcze wtedy z moja matka a tesc przyjezdzal do mnie i mowil ze mam isc do meza mieszkac a jak nie to rozwod-ze zona ma byc przy mezu a nie przy matce.Doslownie tak powiedzial-mialam alternatywe-byc z mezem albo z matka.Pamietam jak wtedy nienawidzilam meza za to ze sluchal swojego taty.Po urodzeniu dziecka poszlam mieszkac do tesciow ale zawsze to wypominalam mezowi,nienawidzilam go za tak bardzo ze mialam ochote gdzies tak po 3ech latach zostawic go za to.Jezdzilam do mojej mamy czesto zima aby jej napalic w piecu bo ona nie umiala rozpalac w piecu-zawsze robil to moj tata a potem ja.Mieszkajac u tesciow jak jechalam odwiedzac moja matke to tesciu ze zegarkiem w reku wyznaczal mi czas o ktorej mam byc juz w domu z powrotem.
Wszystko musialo byc tam pod jego dyktando a maz sie nie sprzeciwial-on pil i mial to wszystko gdzies.
Nie bede opisywac co jeszcze przezywalam w domu tescia ale to tam to bylo pieklo-dyktatura -nawet jak wieszalam pranie na sznurze to tesciowa chodzila za mna i poprawiala klamerki-musialo byc tak jak ona chce.Gdzies tak po pieciu latach zycia tam wypchnelam tescia z pokoju i o malo nie ladowalby po chodach na dupie.Tak sie wkurzylam na niego ze juz nie wytrzymalam.
Moja matka zmarla po 3ech latach mieszkania mojego u tesciow.Pamietam jak wychodzilam od niej z domu to sie ze mna zegnala-nigdy sie tak ze mna nie zegnala jak wtedy-ona juz cyba czula ze umrze.Mowila mi wtedy ze ja bola rece a ja w natloku moich problemow nie pomyslalam ze to moze byc stan przedzawalowy.
Na drugi dzien poinformowal mnie od niej taki przyjaciel ktory ja czasem odwiedzal ze mama nie otwierala mu drzwi,ze byli umowieni jechac gdzies i ze to jest dziwne.
Pojechalam wtedy z nim -rozbilam szybe woknie i weszlam do domu-patrze a moja matka byla niezywa -siedziala sobie na tapczanie i umarla ogladajac wlaczony telewizor a obok nie bylo mnostwo lekarstw nie mial jej kto pomoc,nie mial jej kto zadzwonic po pogotowie-poprostu umarla bez pomocy..... mialam zlosc sama na siebie wtedy ze mnie nie bylo wtedy w domu jak matka potrzebowala pomocy ode mnie.Po dzisiaj sie obwiniam i mojego meza tez za to obwiniam......cdn
Go??- Gość
Re: Ucze się cieszyć z tego co mam.
,......mialabym pojsc gdzie mieszkac po smierci matki-przeciez zostawila mi swoj dom ale niestety bylam zmuszona mieszkac u tesciow ze wzgledu na czeste choroby mojej corki -miala angine za angina-jak ja dalam do przedszkola w wieku 3ech latek to wracala mi po dwoch dniach z choroba.Ona byla malo odporna przez trzeci migdal.W wieku 1,5 roczku miala zabieg w Krakowie -usuneli jej tam ten trzeci migdal ale on na nowo odrastal i byly nadal choroby.Bylam skazana na finansowa pomoc tesciow i na to zeby mi bawili dziecko jak ja bylam w pracy.Jak corka miala 5 latek to drugi raz miala usuwany trzeci migdal i dopiero wtedy choroby ustawaly i dopiero wtedy moglam pomyslec o sobie-o wyprowadzce od tych glupich i nienormalnych tesciow.Moj maz pil coraz bardziej a tesciu mi mowil tak:no kora ty przeciez pochodzisz z alkoholowej rodziny wiec powinnas byc przyzwyczajona do picia meza.No jak mi tak powiedzial to wtedy wypchnelam go na schody
i wtedy postanowilam ze cokolwiek by sie dzialo ja sie wyprowadze.Przed wyprowadzka dalam mezowi czas na zastanowienie sie czy pojdzie ze mna mieszkac do domu mojej matki ale postawilam mu jeden warunek-musi przestac pic.Wiecie bylo mi meza troche szkoda tez bo tesciu zachowywal sie przy mojej corce jakby to on byl tata i ponizal meza na oczach wlasnej corki-moj maz nie czul sie jak ojciec tylko jak scierwo pomiatane przez wlasnego ojca.Bylo mi go nawet szkoda a ja nie moglam pozwolic na to zeby tesciu wychowywal moja corke-skurwysyn jeden Bylam ciekawa jak zachowuje sie maz poza wplywem tescia i jedynym sposobem na to byla wyprowadzka od tesciow.Moj maz jak widzial ze nie zartuje z ta wyprowadzka to pierwszy raz sprzeciwil sie swojemu ojcu i powiedzial ze idzie ze mna.
Tesciu wtedy gadal ze nie damy sobie rady bez nich,ze on chce kontaktu z wnuczka ze my go nie interesujemy ale ze bedzie tesknil za wnuczka.Co za cham-jak mozna byc takim bezdusznym.Zlitowalam sie nad mezem i zabralam go ze soba-chcialam powalczyc o trzezwego ojca dla mojej corki bo uczuc juz wtedy nie mialam do niego.Kierowalam sie rozsadkiem i tylko rozsadkiem.Oczywiscie na poczatku jak juz mieszkalismy w domu mojej mamy dawalam sie nabierac na slowa meza ze sam przestanie pic ale on pil ukrywajac to przede mna-znikal czy to do piwnicy niby rozpalic piec i a z tamtad przychodzil podchmielony i klamal mnie w zywe oczy ze nie pil.
Mialam wtedy takiego fajnego znajomego-on znal moja sytuacje.Raz zaprosil mnie na potancowke zebym sie rozerwala-ucieszylam sie z tego bardzo ze jeszcze moge poczuc jakies zycie.Powiedziala mezowi ze nie musze sie meczyc do konca zycia z nim jak pije i ze to tylko jego wina ze ogladam sie za innym facetem bo z pijakiem nie ma co zyc.Meza wywalilam z domu -poszedl mieszkac z powrotem do tesciow ale powiedziala mu jedno-jak da sie leczyc to moze wrocic do mnie i tylko wtedy moze liczyc na zycie u boku swojego dziecka a poki co bawilam sie z moim znajomym-nie mielismy romansu-on mi powiedzial ze mi to nawet pomoze jak maz zobaczy ze mam powodzenie i ze go to ruszy do leczenia sie z nalogu-i tak sie tez stalo.Maz dal sie leczyc a ja wycofalam wtedy pozew o rozwod i tak zyjemy po dzisiaj.
No coz to w skrocie o moim zyciu ale jest mi teraz lepiej ze wywalilam to z siebie
i wtedy postanowilam ze cokolwiek by sie dzialo ja sie wyprowadze.Przed wyprowadzka dalam mezowi czas na zastanowienie sie czy pojdzie ze mna mieszkac do domu mojej matki ale postawilam mu jeden warunek-musi przestac pic.Wiecie bylo mi meza troche szkoda tez bo tesciu zachowywal sie przy mojej corce jakby to on byl tata i ponizal meza na oczach wlasnej corki-moj maz nie czul sie jak ojciec tylko jak scierwo pomiatane przez wlasnego ojca.Bylo mi go nawet szkoda a ja nie moglam pozwolic na to zeby tesciu wychowywal moja corke-skurwysyn jeden Bylam ciekawa jak zachowuje sie maz poza wplywem tescia i jedynym sposobem na to byla wyprowadzka od tesciow.Moj maz jak widzial ze nie zartuje z ta wyprowadzka to pierwszy raz sprzeciwil sie swojemu ojcu i powiedzial ze idzie ze mna.
Tesciu wtedy gadal ze nie damy sobie rady bez nich,ze on chce kontaktu z wnuczka ze my go nie interesujemy ale ze bedzie tesknil za wnuczka.Co za cham-jak mozna byc takim bezdusznym.Zlitowalam sie nad mezem i zabralam go ze soba-chcialam powalczyc o trzezwego ojca dla mojej corki bo uczuc juz wtedy nie mialam do niego.Kierowalam sie rozsadkiem i tylko rozsadkiem.Oczywiscie na poczatku jak juz mieszkalismy w domu mojej mamy dawalam sie nabierac na slowa meza ze sam przestanie pic ale on pil ukrywajac to przede mna-znikal czy to do piwnicy niby rozpalic piec i a z tamtad przychodzil podchmielony i klamal mnie w zywe oczy ze nie pil.
Mialam wtedy takiego fajnego znajomego-on znal moja sytuacje.Raz zaprosil mnie na potancowke zebym sie rozerwala-ucieszylam sie z tego bardzo ze jeszcze moge poczuc jakies zycie.Powiedziala mezowi ze nie musze sie meczyc do konca zycia z nim jak pije i ze to tylko jego wina ze ogladam sie za innym facetem bo z pijakiem nie ma co zyc.Meza wywalilam z domu -poszedl mieszkac z powrotem do tesciow ale powiedziala mu jedno-jak da sie leczyc to moze wrocic do mnie i tylko wtedy moze liczyc na zycie u boku swojego dziecka a poki co bawilam sie z moim znajomym-nie mielismy romansu-on mi powiedzial ze mi to nawet pomoze jak maz zobaczy ze mam powodzenie i ze go to ruszy do leczenia sie z nalogu-i tak sie tez stalo.Maz dal sie leczyc a ja wycofalam wtedy pozew o rozwod i tak zyjemy po dzisiaj.
No coz to w skrocie o moim zyciu ale jest mi teraz lepiej ze wywalilam to z siebie
Go??- Gość
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Strona 2 z 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach